niedziela, 1 lutego 2015

"Zawsze mówiłem, że dobrze jest mieć cyrk....

....można wtedy spokojnie przewozić sobie działo armatnie przez granicę." ("Pingwiny z Madagaskaru" - wysoce sympatyczna baja)


No i znowu kreskówka!!! Kino pełne dzieciaków i rodziców, ale głównie dzieciaków, popcorn fruwa, ewentualnie turla się to tu, to tam, wszyscy piją, wszyscy chodzą siku, często, gęsto, wszyscy reagują dość żywo na wydarzenia ekranowe, zbiorowe śmiechy, zbiorowe cisze, jednostkowe spontaniczne komentarze (patrz, patrz, trafiła go kupa!!!) - dzieciaki są dzieciakami i to jest w porządku, bardzo w porządku. Za każdym razem, gdy świat wydaje mi się pełen, no nazwijmy to ogólnie i z rozmachem: zła i z mediów rzeczywistość rzyga flegmą, wystarczy taka chwila w kinie i jest ... no nie wiem, chyba po prostu jest mi lepiej...  Trochę śmiechu, niewiele strachu i to tylko na niby, pełen spontan, ja też zarechotałam razy kilka, też jadłam popcorn, o! siorbałam szejka waniliowego, zapomniałam o wszystkim, było przyjemnie, wręcz świetnie. Być może dlatego utyskiwania (o tempora, o mores), które chyba w modzie są ostatnio, na upadek obyczajów kinowych i kultury oglądactwa (popcorn - fuj, w ogóle żarcie w kinie - masakra, ludzie w kinie - się zachowują nie tak, zawsze się jakiś taki znajdzie, co to innym psuje wszystko...), choć jakże często mają w sobie ziarnko, a nawet kłos cały prawdy, to jednak mnie nie porywają i nie chce mi się w nich uczestniczyć nawet jako słuchacz, mimowolnie myślę sobie: głupia poza, pretensjonalne darcie szat, wszystko to przecież takie tam pierdolenie trzy po trzy, nieważne, nieważne, nieważne. Przez chwilę jak mgnienie myślę też o salach pełnych dzieciaków i entuzjazmie, którego nie można udawać, który po prostu sobie jest, o upierdliwym świergocie, bezwysiłkowo prawdziwym, któremu można zaufać, w którym chce mi się uczestniczyć nie tylko jako słuchacz; pewnie też głupio i właśnie pretensjonalnie (przyganiał kocioł garnkowi) myślę o jedynym wierszu Frosta, który znam na pamięć, tylko tak przebiegam po nim (któż by mi uwierzył?) i czasami bywa, że mruknę kurtuazyjnie: no tak, tak ten popcorn..., czasami, może rzeczywiście... (mam to gdzieś, kompletnie).

*****

Chciałem by ptak się rozstał z nami
i przestał śpiewać pod oknami.

Klasnąłem w dłonie by go spłoszyć, 
bo tego śpiewu miałem dosyć.

Mojej w tym winy było wiele,
nie hańbią ptaka jego trele.

I jakaś rzecz się kryje zdrożna,
 w tym, że śpiewania znieść nie można. (Robert Frost)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz