poniedziałek, 9 lutego 2015

pójść w "Tango" z Edkiem

     Panie i Panowie, teatr zajechał i przyjechał! do miasta prowincjonalnego przybyła trupa aktorska z Krakowa, ba, częściowo z samego Teatru im. Juliusza Słowackiego, nie byle co. Trupa spóźniła się znacząco, przy kasie panował ścisk i nikt nie wydawał biletów, w ogóle całość eventu odbyła się w starym, zapyziałym kinie o nic nikomu nie mówiącej nazwie "Newa"... zatem ścisk i spóźnienie, czeka się, marznie się wśród ulotnej woni stęchlizny tułającej się po starych budynkach - typowe, czaka się aż ktoś przyjedzie, powie, co, gdzie, jak; aż ktoś przychodzi wreszcie, taki tam mały człowieczek, staje gdzieś przy wejściu i że on będzie zbierał kasę, i sobie zbiera, kap, kap, zbiera po troszku, ale ludzie mało cierpliwe bydlęta, a że tłum ich jest, to się przepychają i rwetes się robi, człowieczek nie ogarnia, nie nadąża, tłum napiera, biedula w ukropie, ale w końcu już, w końcu siedzą, wszystko rozliczone, mniej więcej po uczciwości, sala pęka w szwach, brak miejsc, stoją ludzie, choć płacili raczej za to, żeby siedzieć, więc po ścianach siedzą, bo sztuka będzie, "Tango" zagrają, Mrożka zagrają i będzie. I grają, wymięci lekko aktorzy, co to dopiero przyjechali, dopiero co rozstawili dekoracje, byle były, grają, grają, a Mrożek zawsze się broni, wiadomo, bo to Mrożek, ale grają ostatecznie tak sobie przecież, bo nie u siebie, bo z biegu, bo stara sala kinowa i nie teatr przecież, bo to tylko prowincjonalne miasto, bo to chałtura taka jakaś, trochę się może starają czasem, a trochę nie, trochę wcale chwilami. "Tango" przebiegli przez godzinę, bo szybko, bo raz dwa, bo jeszcze raz dla nowej kupy ludzi za chwilę, trzeba.... tak to było z grubsza. Tymczasem mimo wszystko nic to, bo i tak wszystkie dziewczyny (absolutnie każda żywa kobieta na sali) patrzyły tylko na Edka. Gdyż Edka grał piękny mężczyzna, i nie sposób było tego nie zauważyć, zwyczajnie nie można go było pominąć, "perfekcja w białym podkoszulku" - mruknęła jakaś młoda, ładna, zapatrzona. I rzeczywiście. Nawet ja, dość niechętna miłosnym rozbabraniom, patrzyłam myśląc, że za piękny na Edka, a i nawet jako Edek (cham i prostak według Mrożkowej wersji) piękny po prostu nieprzyzwoicie, patrzyłam z pewną przyjemnością, bo owszem, bo czemu nie, bezdyskusyjnie, nonszalancko piękny mężczyzna, a reszta? reszta unieważniona trochę, gdyż ten Edek... taki spektakularny... odciągający uwagę od Mrożka, od kontekstu, od sytuacji, od grania w prowincjonalnym mieście na wyjeździe i jego specyfiki. Śmieszne "Tango". Ta sytuacja w ogóle. Śmieszne życie. Śmieszna ja. Nie było tanga w finale "Tanga"! ale ten Edek... no właśnie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz