środa, 4 lutego 2015

punkt podparcia - element autobiograficzny

od zawsze, od dawna, od nie wiem: 
kiedy tak mocno jak zazwyczaj, podtrzymywana namolnie upartą wolą życia, stałam na niezmiennie własnych nogach, kiedy tak umiejętnie umiałam przetrwać i trwać w stanie nienaruszonym, pomimo wszystko, pomimo wszystkich, pomimo wszystkiego, to prawie nigdy nie zauważałam, jak często ja......                                                                                                                                                                 [nudziara, niepokojąco stabilna psychicznie, pomimo ogólnego rozpaprania, drobnych obsesji i pozornych ekscentryzmów, biała, heteroseksualna do kwadratu, zwykła jak bezpański z wyboru pies, kundel Europy z pochodzenia, osobny byt z zamiłowania, cyniczny idealista, bez tatuaży, kolczyków, znaków szczególnych czy widocznych ran, średnio ładna, średnio bystra, średnio zdolna, piekielnie złośliwa, z zapałem godnym lepszej sprawy pochylająca się nad wszystkim, co leży, bo upadło, rechoczący mistyki i nihilista, zupełnie trywialna ja, trochę egoistyczna, trochę leniwa, trochę przewrażliwiona, trochę niecierpliwa]                                                                                                                                                               ......stawałam się punktem podparcia dla wszystkiego, co choć trochę chore, poprzetrącane, obite, uszkodzone, porzucone lub kruche; dziś widzę, że było tak być może prawie od zawsze; teraz po prostu tylko to zauważam, a bywa np. tak: 

do sali wchodzi mój ulubiony borderline, dosłownie i w przenośni przygasa światło, bo dziś jest w złym nastroju, więc wszystko jest złe i wszyscy to czują, nawet jeśli nie są pewni, co czują, to wiedzą, nieomylnym instynktem stada, wiedzą i już, ja pewnie też wiem, przejmuję się, ale mnie to nie dotyka, więc siedzę sobie, border posępnie skrada się w moim kierunku, zerka spode łba, idzie, widzę jak odruchowo świat schodzi mu z drogi, border staje nade mną, chwilę się posępnie gapi, bierze krzesło, siada obok, jestem zajęta, ale i tak siada, on i chmura jego skowyczących emocji, które jak kwas mogłyby wypalić trwale świat, kładzie mi głowę na ramieniu i siedzimy już nagle razem: - Tu sobie posiedzę, tak mi jakoś lepiej, przy tobie jest bezpieczniej; 

zatem tym właśnie jestem czasami, to jest jeden z życiowych refrenów, które ciągle namierzam, jestem punktem pod(o)parcia, czy to jest ważne? i czy ma sens? jestem jak rzecz? i dlaczego tak? czasami trzeszczę w posadach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz