czwartek, 19 lutego 2015

zło stworzone z gadania - dzień czwarty Festiwalu Osobnego Oglądania

dzień IV
Kolejny polski film, o kilka galaktyk lepszy od wczorajszego. Ziarno prawdy i koncernowa rola Więckiewicza jako prokuratora Szackiego (Szacki jako osobowość generalnie znakomity, wspaniale skonstruowany) Ależ to była męska i pełnokrwista postać... Świat cały we mgle i uzasadnionym półmroku, akcja bez dłużyzn, bite dwie godziny siedziałam wkomponowana w fotel. Oczywiście film wiele zawdzięcza książce, Miłoszewski napisał rasowy kryminał, był też twórcą scenariusza filmowego, więc umiał swoje dzieło obronić. Sporo naprawdę dobrych, ciekawych czy nierzadko też zwyczajnie mądrych wypowiedzi i dyskusji książkowych niemalże w stanie nienaruszonym przeniesiono do filmu, z dużym sukcesem, bo aktorzy mieli, co gadać, a zarazem nie wypadało to jakoś koturnowo i było widać, że się w tych dialogach odnajdują. Sandomierz - piękny, mocno prowincjonalny, klimatyczny. W ogóle zdjęcia, montaż, sceneria, tło - wszystko grało po to, by stworzyć aurę mrocznej tajemnicy, nawet epizodyczne postaci czy sceny, które niby niewiele wniosły do wątku głównego, w istotny sposób współtworzyły atmosferę całość lub budowały wizerunek bohaterów.  Znakomity Pieczyński, w roli, której nie dookreślę, co by nie spoilerować. Brak tandetnych efektów specjalnych i taniego efekciarstwa lub bezzasadnej przemocy, tak typowej dla polskich filmów o zacięciu kryminalnym, to coś, co trzeba docenić i co sprawiło, że w swoim charakterze i sposobie budowania psychologii, film przypominał mi ekranizację "Dziewczyny z tatuażem" i jest to komplement. Cała historia, już w książce świetnie pomyślana, zaskakująca i nieprzewidywalna, naprawdę ładnie zaistniała na ekranie, a za jej skuteczne przeniesienie odpowiadały chyba przede wszystkim dobre aktorstwo, świetny scenariusz i piękne zdjęcia. Ponadto warto podkreślić, że w sposób zauważalny ktoś - stawiam na reżysera - mądrze czuwał nad całością, bo widzę w tym filmie przemyślaną spójność nie tylko na poziomie fabuły, ale i obrazów. Poza tym wszystkim uważam, że film jest - podobnie jak książka - istotnym głosem na temat charakteru Polaków oraz antysemityzmu w Polsce, i to głosem niegłupim, który bez zbędnego krytykanctwa czy patosu pokazuje, jak wielkie zło potrafiło z przesądów i zabobonnych strachów płynąć, nie tylko dla Żydów, ale i dla Polaków. Niestety, Ziarno prawdy pokazuje również jak ten antysemityzm jest ciągle żywy. I jeszcze piękna ostatnia scena, ale ja mam słabość do mistyki, więc to zupełnie subiektywne odczucie. Podczas napisów końcowych miło zaskoczyła mnie niezła piosenka Nosowskiej - listek mięty.



"- To co teraz robimy?
- Idziemy do łóżka.
- Wybacz, ale chwilowo nie zabrałam z domu mojej koronkowej piżamki, więc może mógłbyś to przełożyć...
- Bardzo jesteście lubieżni na tej prowincji.
- Wiesz jak jest, długa zima, długie noce, kina nie ma, w telewizji jakieś nudy, co robić?
- Spać."


****

"- Oprócz zbrodni w afekcie istnieje coś takiego jak zbrodnia, nazwijmy to, w żółci. Dość charakterystyczna dla tego miejsca na Ziemi, które chcąc nie chcąc, nazywamy ojczyzną. Afekt to nagły wybuch emocji, chwila podniecenia i zaślepienia, która znosi wszystkie narzucone przez kulturę hamulce. (...) Żółć to co innego. Żółć zbiera się powoli, małymi kropelkami. Najpierw tylko czasami się odbija, potem zamienia się w nieprzyjemną zgagę, przeszkadza żyć, jest irytującym coraz bardziej szumem tła, niczym ćmienie zęba, z tą różnicą, że przyczyny żółci nie usuniemy w czasie jednego zabiegu. (...) W końcu czujemy już tylko żółć, nic innego w nas nie ma, zrobilibyśmy wszystko, żeby z tym skończyć, żeby nie czuć więcej tej goryczy, tego upokorzenia. (...) I myślę, że z tym przypadkiem mamy do czynienia tutaj (...)
– Czyli przechodzimy do konkretów (...)
– Jak najbardziej, chyba nie przypuszczali państwo, że będę tak pierdolił cały dzień".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz