piątek, 29 kwietnia 2016

pożegnania

Dziś były pożegnania, długa i męcząca uroczystość, która jednak przecież jest pewną koniecznością, a później w zupełnie innych dekoracjach inne pożegnania, jakby prawdziwsze i bardziej definitywne, bardziej dotkliwe, duże dzieci odchodzą i to zawsze przynosi odmianę, to zmienia także mnie i trochę jest żal, trochę mam poczucie straty, a przecież wiadomo, że tak być musi, że taka jest naturalna kolej rzeczy. Tymczasem jednak w moim codziennym krajobrazie zostało kilka pustych miejsc i wiem na pewno, że będzie mi brakowało... no każdego z nich w jakimś sensie, ale tak szczególnie i zwłaszcza, tak naprawdę i zauważalnie.... już od jutra będzie mi brak: wyrafinowanej autodestrukcyjnej i dekadenckiej inteligencji Kamila, nonszalanckiej błyskotliwości Sierżęgi i tego całego gniewu, którym tak pięknie kipi z byle okazji, wdzięku i poczucia humoru Puczki, gapowatości Ewelinki, irytującej złośliwości i kruchej konstrukcji Ryby, nieszablonowości i osobności Kasi, staroświeckiej w najlepszym sensie tego słowa szlachetności Kuby, ale przede wszystkim będzie mi brakowało dobrej duszy Bartka, ta dusza musi mieć tysiące lat i nawet jak bywała upierdliwa i neurotyczna to świeciła i wybijała się ze świata tak wyraziście, że nie można jej było pominąć ani nie docenić, jeśli te trzy lata, miały jakiś sens, to może było nim tylko to, żeby oni wszyscy przetrwali i mocniej osadzili się w sobie, żeby mieli trochę czasu, mam nadzieję, że ich życie będzie... nawet nie wyjątkowe (bo to zawsze jest trochę niebezpieczne i wszelka wyjątkowości bywa mocno przereklamowana), ale że będzie dawało im szczęście, że będzie miało esencję. Tego własnie sobie życzę do świata i od transcendencji, każdej, która istnieje.

PS. Kasio-Asi, Kindze i Rudej Małpie jestem wdzięczna za kwiaty, nie spodziewałam się wcale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz