sobota, 2 stycznia 2016

rok temu, czyli przed dwoma dniami (Listy do M. 2)

byłam sobie sama całkiem na filmie o świętach i miłości, obok mnie babeczka, też sama, spora babeczka, poza tym w kinie generalnie sporo kobiet, głównie w systemie dwójkowych, więc trochę żałowałam,że nie zabrałam Marty, kilka par, żałowałam,że nie kupiłam popcornu (bo tak, zdarza mi się być prymitywem jedzącym w kinie, czasem lubię, co ja na to mogę...) i jeszcze.... film fajno-fajny, totalnie nieprawdopodobny życiowo, ale czy musi być? miłe kinko, ładnie zrobione, ciekawy system wątków, podjętych prawe zawsze  z poprzedniej części, żadnych większych katastrof, sporo happy endów, miła muzyka, szczerze zarechotałam się co najmniej kilka razy, przyjemnie było, nie zabijało to to pod żadnym względem, ale było właśnie... przyjemne, dobrze skonstruowany gwarant miłego czasu przed wielkim ekranem z popcornem w garści lub bez, w towarzystwie lub bez

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz