sobota, 16 stycznia 2016

posturodzinowe osładzanie świata

Że życie trzeba osładzać to wiadomo, że rzeczywistość bez różnego rodzaju osładzaczy jest nie do zaakceptowania to takoż wiadomo, osładzacze trudno potem spalić, jeśli są spożywcze - i to też wiadomo, ale... ostatecznie, co z tego? w końcu godnie przetrwałam urodziny, w końcu mam jakieś upiorne przeziębienie, choć udaję, że nie mam, w końcu w pracy trwa niepojęte szaleństwo, które staram się bez powodzenia ujarzmić, no i czarne koty w ogóle chodzą całymi stadami, a grono znanych mi ludzi, którzy biorą leki psychotropowe ciągle rośnie -  w obliczu takowych okoliczności tuczące jak diabli ciastko po prostu mi się należy, duże ciastko i morze kawy, banalna uroda życia, a niech tam, niech będzie, a co mi tam... (za ciastko dziękujemy Tomaszowi, który zakupił, przytachał  i pomógł zjeść oraz cukierni "Siódme niebo", która ciastko stworzyła).




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz