Z pewnym niepokojem i niedowierzaniem patrzę na świat, i rok 2016 jest od początku zdecydowanie rokiem pełnym moich nie za dobrych (czy wręcz złych) przeczuć, czy ja mały ludzik mogę czemuś zapobiec, czy mój protest miałby znaczenie i sens? Ludzie wychodzą na ulice, więc wierzą, że tak, że protest ma moc, być może sprawczą, choć ja nie widzę, by coś sprawiał i obawiam się o mój mały światek, o moje pozorne, małe życie. W dodatku także w tym życiu, na małym podwórku codzienności ocieram się o dziwne, niepojęte konszachty, pomówienia, donosy, kombinacje, wyrazy bezzasadnej mściwości i niewdzięczności płynące z pobudek, które mogę określić tylko jako niskie i gówniane. Wszystko to oczywiście bywa, oczywiście zdarza się, ale chyba wciąż mnie zaskakuje, widać nadal bywam idealistą. I przypomniał mi się też dziś Gałczyński... wiersz, który kiedyś umiałam na pamięć, i jak zazwyczaj powiedziałam sobie: byle nie być pętakiem, byle portki się człowiekowi zbyt haniebnie nie trzęsły... to już będzie całkiem nieźle - zatem rzeczywiście pozostaję idealistą, po prawdzie pewnie głupim i naiwnym, i nie ma się czym chwalić, są jednak gorsze wady i gorsze przewiny wobec ludzi i świata, prawda? tak mi się wydaje, że chyba prawda... że są.
Konstanty Ildefons Gałczyński
Ballada o trzęsących się portkach
Posłuchajcie, o dziatki,
bardzo ślicznej balladki:
Był sobie pewien pan,
na twarzy kwaśny i wklęsły,
miał portek z piętnaście par
(a może szesnaście)
i wszystkie mu się trzęsły:
włoży szare: jak w febrze;
włoży granatowe: też;
od ślubu: jeszcze lepsze!
marengo: wzdłuż i wszerz.
Krótko mówiąc, w którekolwiek portki
kończyny dolne wtykał,
to trzęsły mu się one
jak nie przymierzając osika.
w ten sposób, przez trzęsienie,
pan żywot miał bardzo lichy,
bo wszędzie, gdzie wszedł, zdziwienie,
a potem śmichy i chichy.
W końcu babcia czy ciocia,
już nie pamiętam kto,
powiedziała do tego pana:
"Chłopcze, ty uschniesz, bo
nad portek sprawą przedziwną
wylałeś trzy morza łez,
a znowu nie jest tak zimno,
więc spróbuj chodzić bez.
Toć są materiały urocze.
Toć są, kochanie. Toć.
Ty kup sobie jakiś szlafroczek
i w tym szlafroczku chodź;
lub od razu na zadek
kup sobie spódnic troszkę,
a na wszelki wypadek
parasolkę. I broszkę;
też innych rzeczy mnóstwo,
kociackie ochędóstwo,
rzęsy z drutu, najlony -
i już będziesz urządzony,
a wąsy sobie wyskub.
I tak wyglądasz jak biskup".
Kupił pan sobie szlafroczek,
chodził w szlafroczku roczek,
ale tylko w ciemności,
bo i szlafrok trząsł mu się cości;
a portki schowane w kredensie
też się nie zrzekły tych trzęsień;
trzęsło się całe mieszkanko,
kanapy i futryny,
bo to był dom melancho i bardzo cyko ryjny.
Tutaj się kończy ballada
o portkach się trzęsących,
z ballndy morał gada,
morał następujący.
GDY WIEJE WIATR HISTORII,
LUDZIOM JAK PIĘKNYM PTAKOM
ROSNĄ SKRZYDŁA, NATOMIAST
TRZĘSĄ SIĘ PORTKI PĘTAKOM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz