wtorek, 26 stycznia 2016

jednakowoż spodziewałam się, że przyjdzie (Wim Mertens - Struggle For Pleasure)

Nie widziałam Michała od kilkunastu lat, ale zawsze wyobrażałam sobie, że żyje gdzieś długo i szczęśliwie, robi karierę, jest cudownym mężem, kochającym ojcem, idealnym synem, rozwija swoje pasje, ocala typową dla niego szlachetność, której nic nie naruszyło, jest po prostu dobrym człowiekiem, który ma dobre życie, wierzyłam w to i życzyłam mu tego. I miałam pozbawioną logiki, choć graniczącą z niezachwianą pewnością nadzieję, że się jakoś kiedyś odezwie, spodziewałam się tego po nim, wierzyłam w naszą starą, nieprzerdzewiałą przyjaźń, i tysiące wspomnień, i sentymentów, i swego rodzaju przywiązań, których nigdy nie rozumiałam, ale które uważałam za wartość ponadczasową; pamiętam taki czas, kiedy byłam małą dziewczynką, że nikt nie był mi bliższy niż Michał i nikt nie znał mnie lepiej, a przede wszystkim nikt nie okazywał mi tyle tolerancji i zrozumienia, nawet gdy zupełnie na nie nie zasługiwałam. Słoneczny rewers moich mrocznych stron, lubiliśmy być ze sobą i to było zwyczajnie niezwyczajnie miłe, to miało wielką wartość, a że jestem sentymentalną gęsią, to dla mnie nadal ma. Dostałam życzenia posturodzinowe od Michała, bardzo zaskakujące tu i teraz, ale globalnie - wcale nie. No, to przyszedł. Ucieszyłam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz