poniedziałek, 6 czerwca 2016

zakwitła mi ta stara grzesznica "świętoszka maciejka"

mimo licznych prób pożarcia przez koty i torpedowania przez te same koty moich wysiłków ogrodniczych, zakwitła mi wreszcie maciejka i pachnie mi nią cały balkon wieczorami, pachnie mi dzieciństwem i przeszłością, bo moja mama sadziła ją co roku prawie w ogródku obok domu i jest to jedno z tych wspomnień, które ocalam, sadząc choć trochę maciejki każdej wiosny; jednak pachnie mi od niej nie tylko tamtymi odległymi czasami, zawsze, naprawdę zawsze (choć wiem, że zabrzmi to pretensjonalnie, prawda brzmi tak niekiedy) przypomina mi się też wiersz Twardowskiego, przeczytałam go, kiedy byłam bardzo młoda i pomyślałam wtedy, że wierszyk ładny, ale że to, co w nim jest, to nie może być prawda, na pewno nie..., że to zbyt sentymentalne, zawikłane, kiczowato dramatyczne, że to przesada w każdym calu; tymczasem minęły lata i wydaje mi się, że chyba jednak właśnie jest dokładnie tak, że ta "świętoszka maciejka" wszystkiemu jest winna i że cała reszta: "niepewna granica przyjaźni", "wzajemna nieświadomość", "piękno po którym zjawia się nieprawda" - w sumie wszystko to też jest możliwe, że tak może być... i z perspektywy lat, (po)mijania, wydarzeń i rozważań na ich temat, które gdzieś tam na marginesie życia w sekrecie prowadzę, wiem prawie na pewno, że ten wierszyk Twardowskiego - tak zupełnie nieakceptowany na starcie, a pomimo tego wrastający chwastem w pamięć razem z maciejkowym zapachem, że ten właśnie drobny wierszyk okazuje się dla mnie jednym z najrzetelniejszych utworów o uczuciach niedoskonałych, o przyjaźni, o miłości, o poczuciu winy, o rozstaniach i pełnych uroku drobnych przypadkach/wypadkach, bo tak jest, jednak tak chyba jest, jak się Twardowskiemu napisało; choć pamiętajmy, że  mówię to ja - osoba pełna wątpliwości, która kompletnie się nie rozeznaje we wszelkiego rodzaju miłosnych uwikłaniach ani rozeznać się nie próbuje, bo się nie da, wiadomo... i bo nierozeznawanie się bywa całkiem w porządku

*****
(patrząc na ten mój wpis Wojtek powiedziałby: - Wszystko fajnie, ale przydałaby się od czasu do czasu jakaś kropka.... - ale ja bym go i tak nie posłuchała)
 
*****

"Kto winien" (J. Twardowski)


To tylko nagrzeszyła świętoszka maciejka
księżyc nieuleczalny co nocami bredzi
piorun co w kościół trafił by pszczołę ominąć
i rozum nierozumny słuszność wciąż bez sensu
i ból tak bardzo czysty że już uspokaja
pożółkła pora lata gdy trzeba się żegnać
popatrzeć sobie w oczy gdy dom pachnie jabłkiem
a w ulach dawna cisza wytapiania wosku
tak łagodna jak bożek którego psy liżą
zabawna parasolka i długie trzy po trzy
bo gdy jemy jeżyny kolor warg się zmienia
(w takiej chwili granica przyjaźni niepewna)

to tylko nagrzeszyła zwyczajna tęsknota lub po prostu
wzajemna nasza nieznajomość
źrebak światła co biegał niezgrabnie po ścianie
serce co milczy mądrze by mówić od rzeczy
piękno po którym często zjawia się nieprawda

jakimi to drogami miłość wciąż niewinna
sama do nas przychodzi i odchodzi sama

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz