sobota, 4 czerwca 2016

skrzypienia (Viktoria Tolstoy - From above)

coś mi się śni co noc, ale nie pamiętam, nie umiem tego zatrzymać, poza tym... dziwny dzień zawieszony w jakimś niedookreśleniu, ostatnio często słyszę jak rzeczywistość się rozwarstwia, przesypuje, skrzypi, jak zmienia się jej gęstość i nie wiem, jak to wyrazić, więc nie rozmawiam o tym, choć przecież jest w powietrzu coś takiego, taka właściwość, że ci szaleni nie szaleją jakoś, stabilizują się, ale ci dotąd zdrowi zaczynają wariować, wszystko co dotychczas mieli ujęte w ramy, niespodziewanie im się rozpada, a oni kruszeją, w kilka chwil; 
Aśka powiedziała dziś: - Dawno cię nie widziałam, nawet nie wiem, co u ciebie, żyjesz, spotykasz się, dajesz radę? -  dawno nikt mnie o to nie spytał, oczywiście potaknęłam, wszystko ok, u mnie zazwyczaj jest całkiem ok, nawet gdy tak jak teraz spoglądam się z niepokojem lub zaskoczeniem na ludzi wokoło i nie rozumiem; 
******
po południu piłam zimne, białe wino z Martą, taka sjesta, gdzieś obok nasze dziewczyny, kłopoty, rozgadywanie tychże kłopotów, plany, obawy, opowieści, w tle jak zawsze coś grało, jak zawsze coś z tego grania wychwyciłam i zaniosłam do domu, słucham From above, Viktoria Tolstoy... nie znałam, a świetna jest; uporczywy zapach palonego drewna nadpływa zza okna, ładny zapach, przyjemny, ale też coś nadal faluje w tle, nadal można to wychwycić, tę właściwość, te skrzypienia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz