czwartek, 2 czerwca 2016

tak sobie (Duffy "Ready for the floor")

Wieczór z Duffy, dawno zepchniętą w kąt, a przecież świetna jest, przypomniałam sobie jak mi dobrze z Duffy płynie czas. Poza tym jednakże tak w ogóle w egzystowaniu... jest mocno przeciętnie, ten dzień kończy się bowiem tak jak większość naszych ludzkich opowieści: tak sobie. I nie kryje się za tym żaden dramat, żadna tragedia czy nawet z lekka rozwarstwiająca się rzeczywistość. Myślę o morzu, że chciałabym pojechać, myślę o wakacjach, o książkach, które przeczytam, myślę o bieganiu, martwię się o Małą Mi ostatnio trochę bardziej, planuję remonty, z niechęcią godzę się z potrzebą pójścia do pracy w sobotę i odbycia tysięcznej rozmowy o systemie punktowym i o tym czemu stawianie wymagań jest uczciwsze i bardziej wychowawcze niż niewymaganie niczego (pomyślałby kto, że to oczywiste, a jednak nie...), zachwycam się subtropikalnym klimatem, który ostatnio mnie otacza, planuję urodzinowe przyjęcie, trochę nie mogę spać i budzę się zdezorientowana, ale przecież jest ok, w sumie idzie ku dobremu - wiem, zauważam, doceniam. Ale... dziś poprosiłam osobę, którą skądinąd lubię, żeby poszła sobie w cholerę, bo nie służyło mi jej towarzystwo i jest to jakiś tam wielki egoizm, na który sobie pozwoliłam, mimo że teraz czuję się z tym tak sobie. Bo to jest takie sobie, i wiem to, i nie żałuję, z biegiem czasu moja cierpliwość i odporność na ludzi, którzy mówią mi źle, robią mi źle, istnieją w oparach kwaśnego powietrza i chcą mnie w nim ukisić.... drastycznie spada. Jestem takim sobie człowiekiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz