poniedziałek, 13 czerwca 2016

z perspektywy Odry

dziś żyję wczorajszym dniem i tym, jak wspaniale nieważne było wszystko inne, kiedy płynęłam sobie bez celu i motywacji po Odrze, nic się nie działo, jak w "Rejsie", senna atmosfera, powolność, cicha praca silnika stateczku, który walczył z nurtem mrucząc, brzegi, ptaki, wędkarze, bezprzyczynowość, a ja sobie jestem tylko, płynę sobie, myślę sobie, fajne to było, zdaje się ,że odpoczynek to był, czyli coś zupełnie innego niż poniedziałkowy kierat, bo poniedziałek to zawsze kierat... więc wracam do wczoraj, do snucia się po wodzie i po jej brzegach, przypomniało mi się, że kiedy byłam mała często dla zabawy i zupełnie nielegalnie przepływałam promem przez Wartę, wychylałam się i patrzyłam w nurt, każde z jego zawirowań mogło mnie porwać na zawsze i było to zarazem fascynujące i straszne, wczoraj też zerkałam w wodę, ale jakby ostrożniej i rzadziej, czasami na brzegach stały martwe drzewa, ale i tak siedziały na nich ptaki, zatem być może śmierć nie zmienia aż tak znowu dużo, można by wręcz pomyśleć, że jest ona czymś powierzchownym, błąkałam się myślami wokół tych drzew, mam słabość do takiego właśnie desperackiego, tragicznego piękna potężnych uschłych gałęzi wymierzonych w niebo i do tego jeszcze ta rzeka, leniwy drapieżnik, jakieś wspomnienia, jacyś ludzie, rejs, mosty i skrzypienia

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz