piątek, 5 grudnia 2014

Magritte - o którego często się potykałam, zanim go odnalazłam

A było to tak. Kino i film "Afera Thomasa Crowna", rok odległy, bo 1999, i w tym filmie w jednej z ról głównych "Syn Człowieczy": człowiek z jabłkiem zamiast twarzy w meloniku, pomyślałam wtedy: "Genialnie proste"; kilka lat później oglądam album i patrzę: lokomotywa wyjeżdża z kominka, obraz o ostrości zdjęcia, myślę sobie" Porąbało kogoś", ale potem" W sumie, czemu nie? niezły pomysł". I wbija mi się w pamięć ten obrazek. A potem jeszcze jakiś czas, czytam "Tristana i Izoldę", a obok ilustracja, dwie twarze owinięte w całun i całują się, i tu już miałam "Wow, najlepsza realizacja motywu Eros i Tanatos w skali... no chyba ever", a jeszcze potem (może z jakiś rok czy dwa temu) czytam Leśmiana w zupełnie zwykłym licealnym podręczniku, a obok niesamowity obrazem, kobieta jedzie konno przez las, a może to las jedzie przez kobietę?, wszędzie zieleń, bajkowy klimat, świetna rzecz. No i za każdym razem niby czytałam autora każdego z tych obrazów, ale zapominałam pięć sekund potem i dopiero ostatnio - w wyniku mozolnych poszukiwań i odgrzebywań - odkryłam, że to wszystko jeden człowiek, Rene Magritte. W zasadzie mogę powiedzieć, że towarzyszy mi od lat, choć nie miałam świadomości tego faktu. Surrealista, który precyzją rysunku dorównywał realistom, człowiek myślący nieszablonowo, grający znaczeniami i te wszystkie twarze, których nie ma, bo przecież tak ciężko zachować swoją własną twarz. Tak czy siak, odkopałam, wygrzebałam, zebrałam, teraz podziwiam świadomie. 

Syn Człowieczy


Homesickness

Kochankowie

The Lovers I

Reprodukcja zakazana

The human condition

carte blanche

The flash

Zamek w Pirenejach

Zagubiony dżokej

the clearing

Memory of journey
Czarna magia

Pandora`s box
Memory


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz