środa, 3 grudnia 2014

"co mam z mienia"

Nie wyhamowałam dziś, więc z piskiem opon wydzwoniłam w drzewo, na szczęście nie posiadam (z totalną premedytacją) samochodu, bo wówczas nie byłaby to tylko malownicza metafora, ale ślady mojej krwi rozlane na asfalcie. Albowiem... gdybym miała samochód, dziś poszedłby w drzazgi, a ja razem z nim. W zasadzie chodzi tylko o to, że dałam się światu zapędzić w kozi róg, no i biegłam, biegłam, nadążałam, zdążałam, dopinałam, donosiłam, zanosiłam, zbierałam, przeprowadzałam, powtarzałam, podawałam, przekształcałam, przepisywałam, ustalałam, przekazywałam, robiłam, jak ten durny roboczy wół z klapkami na oczach, ale zła byłam po drodze aż strach, że tak dałam sobie zabrać tyle czasu i energii, bo to jest mój cholerny czas i energia. Oczywiście musiało się skończyć na tym, że ostatni bogu ducha winny człeczyna, który wrzucił ostatni kamyk do mojego wózka, został rytualnie obwarczany za całą resztę. Bywa. Nie jestem z tego dumna, ale też biczować się nie będę, po prostu bywa. 
Mela na pośpiech i i irytacje doradza origami z z wad. Z moich wad wyszedłby żuraw monstrum o kruczych skrzydłach  (wizja: wielki żuraw, zadziobywanie i rozdziobywanie, krwawa rzeźnia, unicestwienie, zagłada, "Ptaki" Hitchcocka, apokalipsa prosto z Patmos, mnie jest po wszystkim cokolwiek głupio), zatem istnieje spore ryzyko. W tej drastycznej sytuacji spróbowałam więc litościwie prawdziwego origami. I rzeczywiście przyjemna sprawa taki żuraw z papierków. I jakoś uratował on ten dzień, zrobiłam coś konstruktywnego.



Z moich wad
Z moich wad składasz origami
Dajesz mi odpocząć
Nie muszę walić głową w mur
Rozchmurzasz mnie
Gdy wpadam w szał
Wyrywam własne kartki
Zbierasz je i składasz z nich
Żurawie origami

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz