czwartek, 11 września 2014

stacyjka widmo

gdzieś w Wielkopolsce, po drodze do domu mojej matki, opuszczona stacja, zamurowana,  zasklepiona i do rozbiórki; "Stój!!!" wrzasnęłam, bo trzeba było obejrzeć, zanim ją rozbiorą i odszukać tory obok zarośnięte zielskiem, dostrzec beczkę na wodę na dachu oraz to, że w sumie jest to piękny budynek, czy to mogła być straż? bo tam ta deszczówka chyba była w zbiorniku na górze i połączenie kolejowe, w sumie nie wiem, ale w pobliżu na pewno były tory (kogoś/coś tu dowożono i było to ważne, bo kiedy tory zarosły, to stacja umarła), a na górze zbiornik chyba na wodę, dwa wejścia, sporo okien, drewniana przybudówka podczepiona pod dach, zatem z braku lepszych dookreśleń: stacja widmo; nie ma ludzi, nie ma pociągów, totalny niebyt, nietrwałość, dookoła jeżyny, w pełni jadalne i drapiące po łydkach, nie zajrzałam do środka, bo nikt mnie nie podsadził, ale łaziłam, po okręgu, spóźniony pasażer pociągu, który nigdy nie przyjechał - chyba tak właśnie się czuję przez większość czasu i choć nie jest to złe uczucie, to skazuje mnie na nieuleczalny sentyment względem rzeczy starych, przemijających, skazanych i mocno na wylocie






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz