czwartek, 4 września 2014

Bydgoszcz obrzucona okiem

Szłam sobie przez Bydgoszcz w wakacje, sierpień był i byłam mocno niesama, a mimo to jakby nie było nic i nikogo, bo już się pozatrzaskiwałam. Ładna Bydgoszcz, ale tamten czas chropowaty i pod górę. Wszystko jak taniec do cudzych melodii, w cudzych butach, w pozie, która także nie była moja i nawet to, że nie znoszę tego całego cyrku nie ma znaczenia, skoro brałam w nim udział z przyczyn w zasadzie niedookreślonych, czyli bo niby powinnam. Pamiętam jednak pyszną watę cukrową o smaku zielonego jabłuszka, którą sprzedało nam dwoje starszych, przemiłych ludzi, wata była pyszna i to było dobre. Cała reszta poza tamtą chwilą - intensywnie taka sobie. Ja ciągle w blokach, gotująca się do ucieczki. I tamci też zamknięci w swoich teoretycznie poprawnych wobec mnie pozach. Tak do końca nikt nie chciał tam być, ale byliśmy. Trochę padało. Krótkie slajdy. Fontanna "Potop" najdłużej oglądana i obejrzana, ten kościół obok, trochę parku, kilka budynków, hotel z orłem i turkusowe balkony, trochę graffiti, zabytkowy "ogórek", którym nie pojechałam, bo daleko, bo czas, bo po co i jeszcze grosze w fontannie, do których ostentacyjnie nic nie dorzuciłam, żeby nie wracać, choć chciałabym wrócić..., byle inaczej, w innym, lepszym czasie, w innych dekoracjach, bez Fordonu w tle.

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz