poniedziałek, 16 marca 2015

uciekaj króliku, uciekaj - czyli o moim bieganiu

bo mi się autobiograficznie skojarzyło...
Kiedyś biegałam, byłam wtedy bardzo młoda i dawało mi to wiele przyjemności, potem - choć jest to beznadziejna wymówka - życie i jego proza nie sprzyjały rozwojowi różnego rodzaju hobby, nie biegałam, choć pragnienie, by wystrzelić się w kosmos pozostało, długo korzystałam ze stepera, teraz z rowerka treningowego i od jakiegoś czasu znowu biegam, trochę dla przyjemności, a trochę za karę, dla mojego wrednego ciała, które jakiś czas temu pierwszy raz w naszej wspólnej egzystencji kompletnie mnie zawiodło, i paskudnie, trwale się zepsuło, jednak okazuję się być do zdarcia, choć zawsze myślałam, że jest inaczej, że mój upór i wola mogą pokonać opór materii, trochę to przeżywałam (przeżywam), więc znowu biegam, czy raczej uciekam, zawsze byłam świetna w uciekaniu i po to tak naprawdę biegałam, żeby zwiewać... choć nie ma się po prawdzie, czym chwalić. Ale biegam, w odległym planie półmaraton, na razie amatorskie dystanse, z nadzieją, że moje kolana się jednak nie rozpadną. Nic nie jest oczywiste, jak zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz