sobota, 7 marca 2015

pod moimi drzwiami....

..... umierają sobie (oczywiście więdnąc z mojej winy) czerwone róże (oczywiście róże, oczywiście czerwone, a przecież wiadomo, że wolę goździki, goździki bym ratowała), żal mi ich trochę, róże są z przybraniem (oczywiście wstążki i jakieś chaszcze zielone, żółta szarfa, a ja nie lubię żółtego, chyba, że to mlecze kwitną, no ale te róże w sumie niczemu nie są winne, oczywiście), leżą w pudełku (z czerwonym serduszkiem, oczywiście) i chyba jakiś prezent obok (oczywiście kosmetyki, doceniam wbrew pozorom, ale jestem złą, dumną kobietą, tak mam), jeszcze bilety na koncert, który raczej przepadnie (znowu z powodu moich wad, oczywiście), mam niezły burdel pod tymi drzwiami generalnie, podziwiam cierpliwość sąsiadów (pewnie mają to gdzieś, oczywiście), wszystko to prawdopodobnie jest dramatyczno-romantyczne (oczywiście) i zbędne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz