środa, 30 grudnia 2015

"przypływ między dwoma księżycami" - błękit i szachy

I kiedy mówię o błękicie, czystym klarownym jak łza, to myślę o słoności morza, o głębi pustki otwartej przestrzeni, w której wszystko jest oczywiste, bez winy, bez wstydu, bez listy wymagań i życzeń, bez topornego wysiłku, bez całej tej szarpaniny... Po prostu błękit. Prawie niemożliwy albo zupełnie niemożliwy.


-----------------------------------------------

"Czy powinno być tak trudno? Czy powinno i czy musi? wspaniale byłoby mieć czasami 24-karatową pewność, bez tych wszystkich komplikacji i gier, które w gruncie rzeczy niepomiernie mnie nudzą; nawet najbardziej pasjonująca partia szachów, jest tylko kolejną partią szachów, jeśli grasz w nią milionowy raz" - napisałam jakiś czas temu z bezlitosną szczerością, ale nikt nie zrozumiał, nawet bardzo mądry książę chodzący w błękitach po przepastnych zamkowych salach nie dosłyszał niemalże ani słowa, wszystko to przecież bredzenie wiedźmy, wiadomo; nie da się lepiej ukryć swoich myśli niż stawiając je na widoku, nikt nie uwierzy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz