piątek, 15 sierpnia 2014

Przetok, Otto, łabędzie i żaby - rowerowe rozjazdy

Jechałam tak długo, że cała się trzęsę, jakbym miała się rozpaść, po powrocie brudna, podrapana i zabłocona spałam pięć godzin, obudziłam się z uczuciem ogólnego zszargania i potłuczenia, z zupełnie faktycznie podrapanymi przez chaszcze łydkami, epicko bolącym tyłkiem i nadal dygoczącymi mięśniami. Teraz na świecie pada, a ja sączę czerwone wino w celach prozdrowotnych oczywiście. Oglądam też spojrzenia z tego rowerowego rajdu i chyba fajnie było. Żaby mi pozowały (zielona nawet z dużym talentem), łabędzie jak to łabędzie były wspaniałe i w parach, co irracjonalnie sprawia, że trochę je podziwiam, trochę im zazdroszczę, a trochę współczuję, zielono strasznie, no i był tam jeszcze Otto Mülsch, producent koniaków i wielbiciel przyrody, którego nigdy nie spotkam, choć znalazłam po nim ślad. 
 



 









 














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz