wtorek, 19 sierpnia 2014

drzwi, do których nie zapukałam w Bydgoszczy

Więc chodziliśmy po centrum we trójkę, kilka godzin, ale przecież i tak tylko trochę, bo miasto duże i może ćwierć się obeszło, może..., bo nie ma czasu, bo nie mam wystarczająco dużo oczu i szans na zapamiętanie. A w tle wiadomo, że gdzieś tam jest Fordon i mityczna ulica Swobodna, mówi się o tym, wspomina się mimochodem, tam upłynęła epoka w życiu towarzyszących mi ludzi, zatem nic dziwnego, że się napomyka; milczę, dla nich to była epoka beze mnie, ja byłam gdzieś indziej, w zupełnie innej czasoprzestrzeni i budowałam swoje kompletnie osobne mityczne czasy. I być może także to jest słuszne, konieczne, niezbywalne, a jednak rdzewieje mi rozwaga, trzeszczę zniecierpliwieniem, wiem, że jeśli rozbić pozornie powikłane sytuacje na drobne elementy wszystko staje się trywialnie, okrutnie oczywiste, tak proste, że w zasadzie nie do zaakceptowania. Spycham więc myśl o Fordonie, żeby nie rozbijać, idę, idę, idę z zawziętością, wywalam Fordon w cholerę, idę przez centrum; znowu drzwi, stare, odrapane, podobne do tamtych gruzińskich, od których wszystko się zaczęło, nie dotykam ich, ale zabieram je ze sobą i potem już wszystkie inne drzwi, takie właśnie ładne, w nowych lub tylko zadbanych domach stają się nudne, zostaję z tym starymi, które prawie na pewno skrzypią w nawiasach, muszą skrzypieć. Na Swobodnej też były drzwi, których nigdy nie widziałam i nie zobaczę. Wtedy na Szlacheckiej u mnie też, ale zapamiętałam je dopiero zamykając je ostatni raz, chyba tylko ze strachu, nie były przecież ładne ani oryginalne, ani w ogóle nic w nich nie było poza judaszem. Swobodna i Szlachecka, obie są na "S", do dziś nie zauważyłam, to nic nie znaczy, pewnie. Przedtem Batorego, Główna, ale przecież tylko tak na niby, Kosmos, Śmiałego, Sobieskiego, 11 Listopada - drzwi bez znaczenia i nie do zapamiętania, bo życie było bardziej tam w środku lub na zewnątrz, pamiętam pomarańczowe drzwi na Poznańskiej, co akurat jest mi kompletnie zbędne. I teraz te stare bydgoskie drzwi, które szarpnęły mnie za sobą i uratowały, unicestwiły mi Fordon, unieważniły i przeterminowały tamte inne drzwi naszych osobnych egzystencji, wpisując je w ponadczasowy drzwiowy porządek. Mam małą obsesję na punkcie drzwi, to dobrze, jednak całkiem dobrze.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz