sobota, 16 sierpnia 2014

potęga białej czekolady i pacyfistyczna moc deserów lodowych

Bo są takie dni w tygodniu, że nikt, nawet najcenniejszy z cennych mężczyzna życia, nie da dziewczynie tak głębokiej, ożywczej, totalnej przyjemności jak dobry deser (babcia mówiła: żaden facet nie da ci tego, co kawałek dobrej szarlotki). Bywa  i tak, że mężczyzna jest winny jak cholera i siłą rzeczy jedyna przyjemność, która ci się z nim kojarzy to możliwość kopania go w tyłek aż się nie zmęczysz, ewentualnie bezoperacyjne usunięcie mu dowolnej kończyny i naparzanie go nią aż definitywnie nie padnie, by potem użyźnić nim ogródek, jakikolwiek. Wracając jednak do mniej przemocowych przyjemności...., warto podkreślić, że dziś na przykład deser był absolutną koniecznością. Oczywiście istnieje też wino, ale małolitrażowe dziewczyny czasami nie są w stanie tyle ("tyle" w sensie: tyle ile trzeba) wypić. I na ten przykład dziś właśnie przede wszystkim chodziło o deser, szczególnie lody, wielka niczym nieograniczona lodowa przyjemność oraz diamentowa (?!) biała czekolada z migdałami, której dziś własnie świat zawdzięcza to, że rzezi chwilowo nie będzie.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz