czwartek, 6 lipca 2017

przez rzepakowe pola do Paczkowa

"Powinnaś mieć wakacje, chodzić gdzieś, nie musisz siedzieć w miejscu" - no powinnam, nie muszę, to idę, skoro się mnie tak mało elegancko kopie, to grzecznie podrywam się z miejsca i zasuwam, nie trzeba będzie kopać kolejny raz, jestem zaledwie wczasowiczką, czas się wczasować, wpasować bardziej w wakacyjny sztafaż zanim utknę gdziekolwiek nazbyt stacjonarnie, zatem marszowym krokiem przez pola (bo uparłam się, że na pewno jest tam gdzieś jakaś ścieżka - nie było..., ale nic to), chaszcze, niekończące się połacie twardego rzepaku, śmiejąc się z samej siebie z bardzo wielu przyczyn (oj głupia, głupia, oj uparta, zdechniesz w tym rzepaku..., buty zgubisz, siebie zgubisz przede wszystkim) wybrałam się do miasteczka, w którym kiedyś mieszkała moja matka, jej brat z rodziną nadal tam są, ale nie widziałam ich od 20 lat i umówmy się... są to dla mnie obcy ludzie, więc po krótkim wahaniu postanowiłam nie robić scen i nie doszukiwać się rodzinnych relacji, tam gdzie ich nie ma; miasteczko ma swój urok, kiedy już do niego dotarłam, wykończona i w oparach rzepakowej autoironii, doceniłam senny klimat, włączył mi się nawet jakieś wspomnieniowe slajdy z dzieciństwa, w którym raz czy dwa zdarzyło mi się odwiedzić wujka... zatem Paczków, strzęp przeszłości mojej matki i trochę przecież także mój, byłam tam znowu, szłam ulicami, jadłam lody, rozglądałam się, myśląc, że życie bywa przedziwne, chodziła tędy moja mama jako prześliczna nastolatka, a teraz ja, która od 20 lat nie jestem już definitywnie nastolatką, idę, niosąc wszystko, czym jestem i czym nigdy nie będę przez to samo miasteczko, przez tę samą przestrzeń, choć całkiem inny czas (i coś mnie niesie, jakieś dziwne rozdrażnienie mam w sobie od rana, jakieś poczucie, że... nie wiem, trawi mnie jakaś wątpliwość i irytacja, których nie umiem umiejscowić, może to jakiś popracowy stres ze mnie jeszcze schodzi, a może nie, no właśnie nie wiem..., mam taki... dysonans, jakby mi gdzieś drżał w przestrzeni)








 













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz