niedziela, 22 stycznia 2017

odrobinę kiczowata bajka o kocie i zegarku

osobiście uważam, że mnie poniosło, to miała być baśń o miłości, ale najwyraźniej jestem w tym zagadnieniu nieprawdopodobnie słaba, mam więc wrażenie pewnej kiczowatości i taniego sentymentalizmu, ale z drugiej strony, mam też jakąś tam słabość do tej bajki, wybaczam jej wszelkie niedociągnięcia, bo pamiętam z jakich myśli ona wyrosła, no tak, to pewnie dlatego


Kot i zegarek

Opowiem ci o wszystkim w innym życiu,
kiedy oboje będziemy kotami”(„Vanilla sky”)




--------------------------------------------------------------------------------------
Tymczasem raz na miliony niedookreślonych lat kociego życia, świat i cała jego uśpiona metafizyka podają nam na tacy to, czego w niewypowiedziany sposób pragnęliśmy, nie umiejąc tego nazwać.
Dłoń, a w niej ukryty podarunek.




--------------------------------------------------------------------------------------
                A więc był kot i był zegarek. Kot był sympatycznym dziwakiem, a zegarek cenną pamiątką po dawno zapomnianych ludziach i wydarzeniach. Kot wygrzebał zegarek w sklepie z lekko i mocno używanymi starociami, zobaczył go i po prostu wiedział, że właśnie ten zegarek będzie dla niego idealny, rzecz sama w sobie zaskakująca, ponieważ kot nigdy wcześniej w ogóle nie chciał mieć zegarka, był bowiem stworzeniem mocno osadzonym w przestrzeni, lecz z dużą nonszalancją podchodzącym do czasu. Zatem kot i zegarek. Obaj mieli swoje tajemnice i należeli do siebie nawzajem, kot posiadał zegarek, a zegarek posiadał kota. Obaj byli chodzącą niedoskonałością i być może nikt inny nie chciałby być ich posiadaczem, a być może trzymali się razem z powodu prawdziwej sympatii, tego nikt nie wiedział i po prawdzie nikogo to aż tak znowu mocno nie obchodziło.
                Zatem... cóż było z nimi nie tak? Zacznijmy od kota…. Po pierwsze kot nie mruczał, wcale, kot tylko nucił. Drobiazg w sumie. Ale ludzie zasypiali i tańczyli, słysząc te kocie melodie. Po drugie kot był pokrętnym estetą, dostrzegającym piękno tam, gdzie nie widział go nikt i w dodatku od wielu lat pozostawał więźniem tanich sentymentów, jego dom przypominał więc muzeum rzeczy osobliwych, w którym jednak panował histeryczny wręcz porządek. Co do sekretów…. (w końcu każdy jakieś ma) kot należał kiedyś do wszechmocnej czarownicy, co więcej - należał do niej przez setki lat i czuł każdą z tych setek w swoich starych kościach, podobnie jak całą czarną i białą magię, która przylgnęła do niego w międzyczasie. Oczywiście kot nie mówił o tym nikomu, bo żył w czasach, gdy czarownice spotykano tylko w bajkach, a choć opinia dziwaka mu nie przeszkadzała, to nie chciał być uznany za szaleńca, wiedział bowiem, że w takich razach ludzie bywają nad wraz upierdliwi. Mało kto znał tego kota i mało kto mógł przypuszczać, że pod jego błyszczącym okiem w kolorze jadeitu i jedwabistą sierścią kot nosi wyjątkowo starą duszę, duszę która miała tysiąc lat, i pod ciężarem tej duszy także trzeszczały kocie kości. Ale i o tym kot nie mówił nikomu, bo któż dziś wierzy w duszę? (cóż to za bzdury z tą duszą, cóż to za wyświechtane metafory?! – kot domyślał się reakcji świata, lecz sam wiedział na pewno, że dusze istnieją, w swej życzliwej wyrozumiałości rozumiał jednak, że łatwiej i wygodniej jest nie wierzyć w duszę, bo dusza to wielka odpowiedzialność, kto by tego chciał tak w życiu, na co dzień?).  Kot w ogóle mówił mało, a może tylko rzadko mówił naprawdę, ale i tak wszyscy chętnie tańczyli do nuconych przez niego melodii, zachwycali się zbieranymi przez niego osobliwościami, głaskali jego błyszczącą sierść. Jak ty to robisz kocie? Jak umiesz zobaczyć, wyszukać wyjątkowość i osobliwość nawet w garstce popiołu? Jak stwarzasz wokół siebie swoje melodie, które podrywają ludzi do życia lub usypiają do snu? Skąd płyną twoje piosenki? Zanuć coś dla nas? To był długi dzień i idzie zmierzch, zanuć… Kot milczał i nucił, nikt nie znał tego kota.
                I pewnego dnia kot znalazł zegarek, którego nigdy nie chciał mieć, a który od razu wydał mu się szczególnie ważny i piękny. Przez całą niekończącą się sekundę w stercie rzeczy używanych kot widział tylko zegarek, jakby (wszech)świat na chwilę zniknął i się unieważnił, ale ta chwila wystarczyła, by kot zapragnął zegarka i od razu zabrał go ze sklepu. Pasowali do siebie. Ekscentryczny, tajemniczy kot i pamiątkowy zegarek, lekko dziwny zegarek…, bo niby precyzyjny mechanizm, niby racjonalny odmierzacz czasu bez cienia wątpliwości, bez wahań, cyk, cyk, cyk, w dodatku był ze złota, piękny rzemieślniczy wyrób, wręcz dzieło sztuki, które wyszło spod czułej i uważnej ręki jakiegoś wyjątkowo zdolnego jubilera…. Niby, ale czas przykrył złoto patyną (bo czas nie zna litości), a niezliczone wypadki życiowe obtłukły zegarek na jego obrzeżach, przysporzyły mu nieusuwalnych pęknięć, no i w dodatku zegarek nie był aż taki precyzyjny, jak można by tego oczekiwać, na pewno nie był taki zawsze. Były bowiem dni, gdy zegarek biegł i gonił czas, szybko liczył sekundy, wirowały w nim odległe gwiazdy i galaktyki, zegarek stawał się wirem pędzącego czasu, gotowym rytmicznym tykaniem wchłonąć kosmos, minutnik nabierał tempa sekundnika, wskazówka godzinowa śmigała w tempie minutowej, zegarek miewał takie dni, gdy pędził, nie oglądając się na nic i na nikogo, kot zaś cierpliwie i czujnie wyczekiwał aż zegarkowi minie szaleńcze przyspieszenie i ono mijało, precyzja stawał się precyzją, czas wracał w utarte koleiny… a przecież były też inne dni. Dni, w których zegarek odmawiał wszystkiego i zatapiał się wiecznym trwaniu, spowalniał tak bardzo, że miał tygodniowe, miesięczne czasami opóźnienia względem czasu rzeczywistego, względem prawdziwego świata, i płynęły wskazówki zegarka przez gęstą jak zupa przestrzeń, wolniej można było już tylko stać. Kot czule gładził zegarkową tarczę i przeczekiwał rozwleczony czas, i znów wszystko wracało do normy, dzięki cierpliwości kota. Być może ktoś inny wyrzuciłby tak kapryśny zegarek, ale kot był ekscentrykiem i zegarek po prostu go zachwycał, nikt nie mógł przekonać kota o niefunkcjonalności zegarka.
- Po co ci to to? - mawiano.
- To najpiękniejszy zegarek jak miałem - mówił kot. - Nie znacie się.
- Ależ on niczego nie mierzy!!
- Nieprawda, zawsze coś mierzy. Mierzy czas, który trwa gdzieś indziej dla kogoś innego; czas, który już przeminął lub który dopiero nastąpi, to magia, a nie usterka – uśmiechał się kot tajemniczo.
- Ale jest popękany, uszkodzony, nawet tego złota już nie widać prawie….
- Jest świetny, po prostu trzeba to zobaczyć, trzeba umieć patrzeć – upierał się kot.
- Kocie porąbańcu, daj go chociaż do naprawy!
- Po co? – szczerze zdziwił się kot. - On świetnie działa, a przecież jak coś działa, to nie naprawiamy…
- Ale on nie działa!!!! – (dlaczego ludziom „życzliwym” tak bardzo brak cierpliwości?)
- Ależ działa, działa, po prostu inaczej niż inne zegarki… jest jedyny taki i jest mój – tak uporczywe przywiązanie kota do zegarka upewniało wszystkich o tym, że kot jest postacią prawdziwie ekscentryczną, niektórych to irytowało, innych  urzekało, jeszcze inni mieli to gdzieś, wiadomo.

--------------------------------------------------------------------------------------

                I co dalej? Co może wyrosnąć z instynktownych przywiązań i przynależności?
                Zgubili się – kot i zegarek, gdzieś w tłoku innych wydarzeń,  po prostu zgubili się. Nie bardzo wiadomo, jak do tego doszło, ludzie, okoliczności, tłumy, przypadek i los, gra tysiąca okoliczności. Zegarek skurczył się w sobie, zachrzęściły trybiki, sprężynki, zatrzeszczały boleśnie śrubki, nowe pęknięcie wykwitło na tarczy zegarka. Nagle i zaskakująco zegarek zatęsknił do dziwactw i niezgrabności kota, do jego dziwnych melodii, które stabilizowały cały kosmos, do cierpliwego smutku w tajemniczych oczach kota. „Gdzie jesteś kocie? Wracaj…” – wracaj, wracaj, wracaj, tykał zegarek bez nadziei, że zostanie usłyszany, bo przecież tykanie to bardzo cichy dźwięk….  Czas mijał, wraca, wracaj, wracaj…. Proszę. I wtedy (i może to czary, a może przypadek? tego nie wie nikt poza kotem, a on o tym nigdy nikomu nie powie, bo nie ma takiego zwyczaju) znikąd pojawił się kot, dotknął zegarka i pogładził jego tarczę, mówiąc:
- Widzę i słyszę twoją duszę cały czas, jak przecieka przez palce moich myśli.
- A ja przez szczeliny swoich tykań widzę twoją – odpowiedział zegarek – czemu ma tysiąc lat? Jak to możliwe?
- To niemożliwe – odpowiedział kot z uśmiechem – i nie da się tego wyjaśnić.
- Wróciłeś po mnie? – spytał zegarek.
- Wróciłem, bo mnie zawołałeś – wyjaśnił kot.
                I już, i to wszystko. I żyli razem wystarczająco długo i byli szczęśliwi w najlepszy z możliwych dla nich sposobów. Resztę opowiem innym razem, w innym życiu, kiedy oboje będziemy kotami.


K.H. sp. z o.o.

1 komentarz:

  1. dobra bajka jest dla wszystkich ;), to raz, a dwa, chyba po prostu określenie "bajki" wydaje mi się lekkie, niezobowiązujące, to takie pisanie nie do końca na poważnie, a ja czasami w tych opowieściach zawieram rzeczy, które dla mnie bywają nieprawdopodobnie poważne, więc żeby rozbić tę powagę, żeby mnie nie przytłoczyła, mówię sobie, że to tylko taka "bajka", chyba właśnie tak to działa

    OdpowiedzUsuń