niedziela, 29 stycznia 2017

ciche "wow" (S. Twardoch "Król")

czytając, myślałam ciągle, że "Drach" podobał mi się bardziej, nadal tak myślę, nie zmienia to faktu, że "Król" do powieść bardzo dobra, oczywiście jak zawsze ma ona genialne tło historyczne (koniec XX-lecia), świetną psychologię postaci, budowaną każdym słowem, wspomnieniem, decyzją, jest też mroczna metafizyka czyhająca poza rzeczywistością, być może tę powieść wyróżnia z utworów Twardocha po prostu to, że jest ona w sumie przede wszystkim o jednym człowieku i o tym, jak go przemieliło życie, a nie o losach rodziny, ludzkości czy świata w ogóle, tutaj najważniejsza jest jedna osoba, jej los, jej decyzje, jej emocje, postać, w której można się zakochać, której cierpieniem można się zachwycić, można je czuć, jest to powieść zaskakująca, niby grająca realistyczną konwencją, w którą jednak powoli pisarz wplata serię zaskoczeń, mistykę, gorzki posmak krwi i śmierci, której na kartkach tej opowieści nie brak, miłość, nienawiść, tysiąc skomplikowanych, ale niesamowicie wiarygodnych  relacji, czytałam ją długo, ale też zapamiętam na długo, "Król" to mocna rzecz, nawet jeśli globalnie wydaje się to najsłabsza z powieści Twardocha, to i tak jest to bardzo mocne, dobre, robi wrażenie jako obraz i nie można tego nie przeżywać, ja przeżywam, patrzę na skończoną powieść i mam ciche, niepodważalne "wow..."

S. Twardoch "Król"

S. Twardoch "Król"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz