czwartek, 4 lutego 2016

patrząc w prawdziwe oczy Laury (E. Munch "Melancholia. Laura")

być może tylko Munch miał taki rozmach, żeby mnie przekonać, taką wiarygodność, żeby mi to pokazać, zanim mi się przytrafiło każde z tych spotkań, na które przecież nic nigdy nie było w stanie mnie przygotować; myślę dziś o obrazie Laury, o tym spojrzeniu przyciskającym odbiorcę do ściany, mnie takie spojrzenia tylko na chwilę wstrzymują oddech, spinają mięśnie, przebiegają chłodem po kręgosłupie, uruchamiają instynkty, ale potem już jest ok, jest "normalnie", bo później czas musi płynąć, nawet poprzez pęknięte naczynia i nic nie można z tym zrobić, nic nie da się naprawić, zatem tylko łagodzić, łagodzić, ratować strzępy rzeczywistości przed rozpadem, nie spierać się z alternatywnymi światami, przede wszystkim nigdy się nie spierać z tym, co już i tak ulega dewastacji i trzeszczy w posadach; patrzyłam dziś w prawdziwe oczy Laury ze smutkiem, widząc w nich kruchość i strach poza wrzaskiem i hukiem; wiedząc, że jest za późno

E. Munch "Melancholia. Laura"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz