Odgrzebałam z dna dysku Danielssona, chyba mało znanego w Polsce, ale może tylko mnie się tak wydaje, sobie słucham i żyję, a on gdzieś w tle, towarzyszy, nienachalnie, ale wyraźnie, łagodząc zdziczałe obyczaje, bo zdziczeń w mej okolicy bezpośredniej nie brak jakoś ostatnio i być może jest to po prostu i całkiem zwyczajnie pewną pociechą, że obok chropowatości i zgiełku jest jeszcze możliwość bycia i przebywania w świecie innego rodzaju, że można tak brzmieć i grać, że może być inaczej, że człowiek jako taki może być inny, może robić coś innego niż zgrzyt i wrzask
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz