piątek, 12 stycznia 2018

tysiąc zagubionych rękawiczek - dwie czerwone wyjętę z przyszłości, przy Pączkarni

te rękawiczki znajdę dopiero za kilkanaście dni (28.01), będą leżały tuż koło jeszcze nieotwartej Pączkarni, a ja będę szła w kierunku dworca i będzie to dzień trudny, przytłaczający, nawet będą jakieś łzy z tej okazji, ale to wszystko dopiero będzie, a dziś... dziś te rękawiczki (są dwie, choć wyglądają jak jedna, bo są ułożone jedna na drugiej) służą jeszcze swojej właścicielce, służą jej od dawno, bo są trochę znoszone i jeszcze nie wiadomo, że zgubią się wkrótce koło obleganej zielonogórskiej Pączkarni, o której to dziś chciałam napisać, bo jem w niej niewiarygodne ilości pysznych pączków, świeżo robionych, można zajrzeć przez okno, to jakby manufaktura, można zobaczyć, jak robią je na miejscu i sprzedają od razu, kolejka zawsze spora w porywach do gigantycznej, ale chodzimy tam, czasem idę sama, czasem chodzimy razem, regularnie jemy te pączki, ciepłe i pachnące, i to jest pyszne, to jest miła rzecz, dlatego te rękawiczki tutaj, bo będą przy tej kultowej Pączkarni, choć dziś ich tam nie ma, nie było ich dziś jeszcze, ale ja dziś właśnie przechodziłam koło Pączkarni z wielkim apetytem na pączki, przechodziłam nie wiedząc nic, tak jak rękawiczki nie wiedziały o swoim przyszłym zagubieniu, tak nie wiedziałam i ja, że za dwa tygodnie będę też szła tędy w niedzielę z innym ciężarem w sobie, z innymi, zaciśniętymi w piąstki myślami, że znajdę te rękawiczki, że coś się zmieni przy okazji, bo czasami tak jest, że trudne dni przynoszą odmianę i tylko pośpiech, tylko tempo mojego marszu będzie to samo, tylko to;




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz