czwartek, 14 września 2017

"Różni ludzie inaczej pamiętają różne rzeczy (...), nieważne, były tam czy nie." (N. Gaiman "Ocean na końcu drogi")

Kuba kiedyś często opowiadał mi o swoim upodobaniu do powieści Gaimana, regularnie do tego wracał, mnie wówczas Gaiman  kojarzył się wyłącznie z filmem "Gwiezdny pył", czyli ekranizacją jednej z jego powieści, której zresztą nie czytałam, mimo to zapadł mi w pamięć przez Kuby gadanie ten Gaiman i teraz gdzieś jakoś kupiłam coś.... i przeczytałam i muszę powiedzieć, że jest to pisarstwo niezwykłe, bajkowe, ale w sposób, który w tym samym stopniu jest dla dorosłych, co dla nastoletnich dzieci, jest w tej książce niewątpliwie magia, ale bez tworzenia światów, bez typowej dla Tolkiena na przykład skłonności do budowania rozległej alternatywnej rzeczywistości i opisywania jej w szczegółach, to nie jest fantasy, u Gaimana metafizyka jest wpleciona w świat rzeczywisty bez objaśnień, po prostu pojawia się, istnieje, wydarza się i jakoś się w nią wierzy, pomimo całej jej mroczności jest w niej coś urzekającego, autentycznego i optymistycznego, jest jakiś porządek, "Ocean na końcu drogi" to piękna historia, jakiś zupełnie niesamowity świat, który w niej wykwita i wydaje się pomimo swej niezwykłości zaskakująco swojski, co więcej wydaje się odpowiedzią na wiele wątpliwości i tęsknot, przynajmniej moich... niby bajka, ale przecież nie dla dzieci, nie dla małych dzieci w każdym razie, są tam wspomnienia z dzieciństwa - motyw stary jak świat, a jednak tu wydaje się świeży, jest mały chłopiec i dziewczynka, rodzina tajemniczych kobiet, świat, który skrywa inny świat, jest brak zrozumienia między dorosłymi i dziećmi, chaos, który ciągle czyha, by skaleczyć rzeczywistość, pozorność tego, co widzimy, wiemy i zapamiętujemy, i magia, mnóstwo specyficznej magii, ale bez różdżek i zaklęć, bez taniego sztafażu, z którym słowo "magia" zwykle się kojarzy, no świetny ten Gaiman..., mocne strony to zwłaszcza: psychologia postaci, a także ich relacji; gęstość atmosfery (klimat, koloryt, kreacja świata są takie bardzo "noir" niekiedy, jakby coś między filmami Tima Burtona, serią "Osobliwy dom pani Peregrine", a "Zagubioną autostradą" Lyncha czy nawet niektórymi wątkami obecnymi u Kinga, np. opętanie ludzi przez obcą siłę/zjawisko/istotę - wszystko to można skojarzyć z tą powieścią, a zarazem nie ma tam żadnych prostych kalek czy zapożyczeń), sceny są jak z horroru momentami, a z drugiej strony czasami to rzetelna powieść obyczajowa; czy wreszcie filozoficzna wymowa utworu, w którym świat to tylko płachta na metafizycznym fundamencie, który jest poza nią... - no wszystko to jest bardzo dobre, jak dla mnie Gaiman to zdecydowanie odkrycie, jeszcze coś poczytam na pewno

Neil Gaiman "Ocean na końcu drogi"

Neil Gaiman "Ocean na końcu drogi"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz