poniedziałek, 19 czerwca 2017

"przed sobą widzę urwisko..." (D. Moggach "Tulipanowa gorączka")

Długo leży już na mojej półce "Tulipanowa gorączka" i leżałaby dalej, gdyby nie zawisła nad nią ekranizacja tej powieści, jakoś nie wiem czemu, ale lubię najpierw czytać książkę, a potem iść na film, może to dlatego, że film mocniej i bardziej kształtuje moje wyobrażenia i potem podczas czytania trudno mi się od nich opędzić? nie umiem tego jednoznacznie orzec... w każdym razie... książka... przyjemna, trochę miłości, w dość płytkim ujęciu jednak, nie przemówiło to do mnie, za to filozoficzne wtręty w stylu barokowego vanitas i drobne uwagi o sztuce były ciekawe i ładnie budowały atmosferę obyczajową, a nawet emocjonalną, podobał mi się drugi plan bohaterów, rozbicie narracji, kobieca psychologia wypadła rzetelniej niż męska, choć postać zdradzanego męża rzeczywiście ładna, poruszająca jakoś, w sumie niezła powieść, w sam raz na wakacje, które już tuż, tuż przecież, czyta się może bez "wow", ale też nie bez przyjemności, lekko, całkiem dobra rzecz. 
Przekonuje mnie też WIEM, instynktowne; ludzkie WIEM, które czasami przedwcześnie czyni wszystko nazbyt i nieuchronnie jasnym. Rzeczywistość przychodzi do człowieka, a on prawie nigdy nie jest gotowy, rzeczywistość przychodzi do mnie, a ja zwykle nie jestem gotowa, nawet gdy wszystko WIEM i być może właśnie o to chodzi, by umieć przyjąć to, co przychodzi pomimo braku gotowości i tylko dlatego, że gdzieś tam w sobie ma się to niechronione WIEM, świadomość nieuniknionego i jego wszelkich konsekwencji.
 
Deborah Moggach "Tulipanowa gorączka"

Deborah Moggach "Tulipanowa gorączka"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz