środa, 14 czerwca 2017

coś czego nikt nigdy dla mnie nie zrobił aż do dziś

tysiąc razy w moim życiu czekałam na kogoś, kto czasami stanie w mojej obronie, nie żeby bardzo i na noże, ale tylko tak trochę, kiedy spotyka mnie paskudność czy niesprawiedliwość, żeby był ktoś, kto powie "nie" i już, to by mi wystarczyło, umiem się uchronić, umiem przetrwać, ale to małe cudze "nie", świadczące po prostu o tym, że poza samą sobą mam kogośkolwiek jeszcze, to było to, na co czekałam zawsze daremnie, kiedy moi rodzice tysiąc razy naruszali wszelkie granice, nie było nikogo, kto powiedziałby "dość, musicie przestać, tak nie wolno", być może raz jeden moja matka zrobiła dla mnie coś takiego trochę, może, ale poza tym, nikt..., to ja zawsze byłam tarczą dla świata, za moimi plecami się chowano, ja mówiłam "dość", ja się przeciwstawiałam lub pomagałam uciekać, nawet w tych okrutnych rozwodowych czasach, to ja byłam tą, która w końcu się wściekła i powiedziała "wystarczy", ale czy ktoś wtedy stał naprawdę za mną? nie czułam tego, nawet mama czy brat czynili to bez przekonania i głównie z poczucia obowiązku, i także potem, kiedy nadal nie umiałam przeciwstawić się mojemu ulubionemu byłemu mężowi, kiedy zwyczajnie się go obawiałam, czekałam, że B., który wówczas przecież mnie kochał, powie "dość", ale i on nigdy tego dla mnie nie zrobił, nawet raz, może to zresztą moja wina, może zawsze byłam zbyt samodzielna, samosiowata, wierzono w moją siłę, nie dowierzano temu, że mogę mieć słabości, a jednak... całe moje życie czekam, na kogoś, kogokolwiek, kto w mojej obronie powie "nie" światu, kimkolwiek by ten świat był i... to DZIŚ, dziś jest ten dzień, w którym ktoś zrobił to dla mnie, ktoś bez nadziei na sukces, bez własnych korzyści, stanął po mojej stronie, żeby mnie uchronić, żeby zaprotestować i pokazać, że nie można potraktować mnie nieładnie bez jego sprzeciwu... i może dlatego mnie to wzrusza i rozbraja, dlatego jestem rozłożona na łopatki, bo moi uczniowie, wiedząc, że bez pytania mnie o zdanie czy szansy wyboru samowolnym, despotycznym, a nawet złośliwym ruchem moja Dyrekcja przesunęła mnie jak mebel do innej szkoły, zabierając mi klasy, które pokochałam i pozbywając się mnie, bo wyrosło mi własne zdanie, moi uczniowie...... napisali list, prawdziwą laurkę o mnie, że proszą, żebym została, zwyczajnie dlatego, że mnie lubią, że moje lekcje są ciekawe, że mi ufają, że jestem sprawiedliwa, że uczę ich z pasją i motywuję i moje odejście będzie dla nich stratą, podpisało się sto osób, czyli z moich klas w zasadzie prawie wszyscy.... wysłali to do Dyrekcji, co jest pewnie piękne i daremne, ale byli też na tyle sprytni, by wysłać to do Urzędu Miasta i do Kuratorium, może zatem będzie z tego awantura, może znowu to ja za to zapłacę i padnie wiele paskudnych słów, ale.. i tak było warto, bo właśnie dziś stało się to, czego nikt nigdy dla mnie wcześniej nie zrobił, dziś ktoś powiedział "nie", gdy spotkało mnie coś niesprawiedliwego, a ja długo na to czekałam, nieważne jak to się skończy, wystarczy mi w zupełności ten gest... były też kwiatki...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz