czwartek, 12 kwietnia 2018

znowu choruje pies

od prawie dwóch tygodni życie kręci się wokół psa, a mój poziom niepokoju ocierającego się powoli o desperację rośnie... pies obił w czasie zabawy swój kruchy kręgosłup (znowu) i choć interweniowałam wcześniej, rozpoznając o co chodzi i biegusiem szukając w trakcie Wielkanocy pomocy weterynarza na drugim końcu miasta, dzień po dniu pies coraz mocniej potyka się o łapy i przestaje chodzić, czyli standardowo - zawał rdzenia i mimo leczenia jest coraz gorzej, przestaje chodzić, machać ogonem, a o zanikającej kontroli nad fizjologią wspomnę tylko tyle, że sporo sprzątam.... szczęśliwie już nie cierpi, nadal leczymy psa, chodzę codziennie do weta i mam nadzieję, i zamartwiam się, i nie mówię głośno słowa "eutanazja", bo ja się tak łatwo nie poddaję przecież i kocham tego durnego psa, przy drobnej stabilizacji i poprawie - kupię wózek i tyle, ale jak będzie jeszcze gorzej? nie wyobrażam sobie skali żałoby w domu, gdy trzeba będzie uśpić psa, więc póki co odsuwam tę myśl, choć ona istnieje; czy płakałam nas psem? jasne, że płakałam i mnie też boli kręgosłup, i nie jest dobrze, bo choruje nasz pies, nawet koty są przejęte


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz