poniedziałek, 7 sierpnia 2017

"Życie nas rani. Nie da sie tego uniknąć" - strzępy i fragmenty (J. Carroll "Kolacja dla wrony") - wspomnienia

mam przewrotną i wierną sympatię dla pisarstwa Jonathana Carrolla, którego odkryłam jako dziewczynka bodajże 17-latnia, więc cholernie dawno temu... im jestem starsza, tym więcej widzę warsztatowych luk, z tym większym dystansem podchodzę zarówno do tego, co pisze, jak i do tego, jak pisze i jakim się poprzez to pisanie mi ukazuje, daleko mi obecnie do bezkrytycznego zachwytu, bywam nawet cynicznym i złośliwym odbiorcą, ale i tak mnie ta specyfika jego pisania trochę czaruje, i jeśli Carroll pisze coś nowego, to sięgam po to, czasem z dużym poślizgiem, ale przecież sięgam, no i ukazało się w tym roku coś takiego jak "Kolacja dla wrony", czyli w sumie.... hm... zbiór notek, notatek, wspomnień, spostrzeżeń w formie krótkich tekstów, każdy z nich ma swój tytuł, często są to ewidentnie notatki do powieści wykorzystane w nich potem w zmodyfikowanej formie, często to także chyba niewykorzystane pomysły oraz wspomnienia o inspiracjach do powieści, zapamiętane lub wyobrażone strzępy dialogów, drobne fantazje na uniwersalne tematy, trochę biograficznych uwag, w sumie wszystko to bardzo mi mojego bloga miejscami przypomina, oczywiście głównie na poziomie struktury i trochę tematyki, w związku z tym jednak nie bardzo też wiem, jak taki "utwór" ocenić, ma on pewien postmodernistyczny sznyt, choć bardziej Carroll wchodzi tu w dialog z sobą samym i swoja twórczością niż z kulturą w ogóle, nie można mu jednak odmówić zauważalnej intertekstualności, z drugiej strony trochę złośliwie wydaje mi się, że może Carroll nie miał mocy lub pomysłu na kolejną powieść, więc zebrał co miał po szufladach i notesach, przerył piwnice i strych swego pisarstwa, pozbierał, co się dało, zbił, potytułował i proszę jest materiał na ponad 200 stron... zupełnie serio uważam, że tak mogło być, ale czy mi to w zasadzie przeszkadza? w sumie nie bardzo i tak czytało się to interesująco, dla czytelnika, który w ogóle nie zna pisarza może to nie być aż tak porywająca lektura, bo zabraknie mu trochę kontekstu, ale dla tych, co czytywali jego powieści, a w Polsce trochę ich jest, "Kolacja dla wrony" będzie czymś ciekawym, co pozwoli nabrać być może innej perspektywy oglądu zarówno co do pisarza, jak i jego powieści, dla mnie ciekawostką były uwagi o tym, jak pisze, co go inspiruje, no i bardzo mnie ujęło to, że za najbrzydziej reprezentatywną powieść dla swoich poglądów na fundamentalne sprawy, jak miłość, śmierć, życie, przyjaźń itp. Carroll uznał powieść "Na pastwę aniołów", która jest moim ulubionym jego utworem i zapewne przyczyną mej wiernej dla tego pisarza sympatii, poza tym jak zazwyczaj znalazłam tam wiele spostrzeżeń, z którymi się mocno utożsamiam i które jakoś wyrażają mnie;

Jonathan Carroll "Kolacja dla wrony"
spotkałam Carrolla dwa razy, raz na studiach, gdy stałam w gigantycznej kolejce, by podpisał mi książkę, miałam ze sobą "Całując ul", który należał do mojego przyjaciela Patryka, ale nie zamierzałam mu oddać tej książki, zresztą bez żalu z jego strony, Carroll spojrzał na mnie, spytał o imię i napisał "for beautiful Kasia" -  nie muszę chyba mówić, jak mi to zrobiło miło, gdy miałam 20 lat i tysiące wątpliwości co do siebie... potem pożyczyłam tę powieść uczniom i zaginęła mi, nie mam pojęcia, kto ją ma; drugi raz spotkałam Carrolla na kameralnym przyjęciu polskiego wydawcy na jego cześć w małym patio poznańskiego hotelu, byłam w ciąży wtedy, a zaproszenia dostał skądś mój ówczesny mąż, który jako kierownik działu książkowego wielkiego marketu został zaproszony jak potencjalny zamawiający, nie odważyłam się wówczas podjeść do Carrolla, ale obserwowałam go jak krąży wśród, wydawców, handlarzy, dziennikarzy, był znudzony, ale uprzejmy, wydał mi się też kompletnie nieatrakcyjny jako mężczyzna, ale intrygujący jako człowiek, pomyślałam, że chciałabym go znać, i tyle, od tego czasu Carroll często przyjeżdżał do Polaki na promocje kolejnych książek, ale - zwłaszcza odkąd mieszkam w Zielonej Górze - notorycznie go przegapiam, postanowiłam jednak, że jeszcze kiedyś pojadę na spotkanie autorskie, kiedyś jakoś, naprawdę tylko po to, żeby dostać zwykły podpis po tych wszystkich latach wiernego, choć nie bezkrytycznego czytelnictwa

Jonathan Carroll "Kolacja dla wrony"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz