piątek, 25 sierpnia 2017

prawdziwe grzybobranie

znam nieźle zielonogórskie lasy, ale na grzybach się nie znam, lubię chodzić po lesie, ale tylko purchawki i muchomory rzucają mi się na oczy, mimo tego dziś byłam na prawdziwym grzybobraniu, a wszystko dzięki Krzysiowi, który na grzybach zna się świetnie, co wydatnie obniża potencjalną śmiercionośność grzybów, nie niwecząc ich walorów smakowych, wykonaliśmy więc kilka kilometrów włóczęgi po lasach i uważam, że były sukcesy, nogi bolały mnie co prawda niemiłosiernie, ale sos kurkowo-maślakowy bardzo pomógł, poza tym pierwszy raz w moim domostwie suszą się grzyby... totalna nowość i generalnie fajnie tak się idzie i zbiera, rzeczywiście spodobało mi się, i trochę się czegoś nowego nauczyłam, co zawsze mnie jakoś głupio ekscytuje, znalazłam nawet coś jadalnego (znaczy się kurki), dodatkowo z głębin pamięci wypełzło mi jakieś odległe wspomnienie, że kiedyś kiedyś, jako mała dziewuszka byłam ciągana na grzybobrania, chyba przez mamę, może babcię? i ciągle mi mówili, żebym się nie zgubiła, że mam się pilnować mówili, ale prawie nic a nic mi o grzybach wtedy nie pokazali, może za mała byłam, nie wiem, w każdym razie odkryłam uroki grzybobrania teraz, mogę to robić






 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz