piątek, 14 października 2016

DN, czyli moje święto

była uroczystość, był obiad równie uroczysty, jakieś życzenia, pewna odświętność nawet, tymczasem ja myślałam o stercie prac do sprawdzenia, która czeka na mnie w domu i nad którą spędzę kilka godzin dziś i jutro, i pojutrze, i pewnie codziennie, myślałam o obłędnie ciężkim tygodniu, który mnie czeka... wracając kupiłam sobie książki, dwie (jak szaleć to szaleć), nie wiem, kiedy je przeczytam, ale niech chociaż patrzą na mnie z półki, i potem kawa, morze kawy i morze sprawdzianów, tuż obok połacie wypracowań, siedzę i zawijam w te sreberka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz