środa, 26 października 2016

coś zielonego

umiera mi październik na niebieganiu, więc zapewne obrastam też w tłuszcz, trudno, widać mam obrastać, łeb mi pęka, więc nie biegam, a jak nie pęka, to nie chcę, żeby zaczął i też nie biegam, być może zresztą jest to tania wymówka, bo przecież biegnie się nogami, a nie głową, teoretycznie, bo w praktyce przecież biegnie się wszystkim, a może tylko potrzebuję chwili postoju, naprawdę nie wiem, przez większość czasu nie myślę o tym, tak czy siak na wiosnę się ruszę, żeby pobiec półmaraton w Przytoku, więc równie dobrze mogę teraz trochę zwolnić, tak sobie mówię i czuję się usprawiedliwiona i... winna, oczywiście, że tak...., leniwa i winna ---------- mijałam dziś (idąc, idąc, ale szybko) ostatnie zielone liście, ładne były ----------- czasami Coś, co wydawało się strasznie ważne kiedyś, z perspektywy czasu okazuje się niezwykle błahe i człowiek dziwi się sobie, że tak zabiegał i tak ogniskował swoje działania wokół takich pozorności i banałów, bo przecież bez sensu to było, bo przecież sam już nie pamięta, po co i na co to robił, czemu aż tak i w ogóle, jaką miał motywację poza iluzorycznym Muszę, Powinienem, Ważne... - śmieszna rzecz, która przydarza się niekiedy także mnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz