niedziela, 4 lutego 2018

"złe rzeczy, które wyrządzamy" (Ł. Orbitowski "Exodus")

dziś jest 40. rocznica ślubu moich rodziców i choć moje urodziny były bezpośrednim następstwem tego wydarzenia, nie waham się powiedzieć, że ślub ten dla nich obojga był bolesną pomyłka, w której uwięzili się wzajemnie na mniej więcej 20 lat - przygnębiające? jasne, że tak i dlatego ten dzień pasuje do kilku słów o nowej powieści Orbitowskiego, która jest więcej niż przytłaczająca, miażdżąca i dołująca, a mimo to przecież czytałam aż do przeczytania; a zatem... podróż drogi? tak i to drogi, która ma przynieść oczyszczenie lub być pokutą, ale która przypomina drogę do zatracenia, która dogina do ziemi człowieka, który i tak już klęczy na kolanach i podpiera się łokciami, główny bohater to konstrukcja psychiczna i emocjonalna, którą już znam z "Innej duszy" czy "Szczęśliwej ziemi" - wrażliwy chłopak, wychowany przez samotną matkę, z wyglądu dryblas, może nawet zakapior, ale jednak przede wszystkim ktoś z wielkim mrocznym i wyniszczającym sekretem, ktoś boleśnie przeżywający świat i trudy życia, popełniający wiele błędów, a jednak jakoś poczciwy i szlachetny - to jest ciekawa, dobra konstrukcja, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Orbitowski pisze ciągle o sobie, że to z niego samego musi być utkana na postać, jedyna zmiana to to, że z każdą powieścią ta postać się starzeje, czy raczej dojrzewa, dorasta, jest starsza, więc ma inne spektrum doświadczeń, nie umiem jednoznacznie orzec, czy mi się to podoba, na pewno wypada prawdziwie, zobaczymy dokąd Orbitowski tego swojego bohatera zaprowadzi w kolejnych powieściach, na które przecież czekam; zmienia się i myślę, że dojrzewa także styl tego pisarza, muszę przyznać, że robi się bardziej zmetaforyzowany i wyrafinowany, w moim odczuciu szlachetniejszy, bogatszy, choć wymaga też więcej uwagi od czytelnika, wymaga więcej czujności, wyobraźni, uważności, bo postrzeganie świata jest tak skrajnie subiektywne i uwewnętrznione, że aż liryczne niekiedy; "Exodus" jest powieścią trudną i chropowatą, wręcz bolesną, jest jak kara dla człowieka, który gnany poczuciem winy i rozpaczą przemierza Europę, ale przemierza tę Europę od jej ciemnej strony, od strony zamieszkanej przez zapomnianych, czasem potępionych, omijanych wzrokiem, to Europa uchodźców, bezdomnych, porzuconych, niekochanych, zagubionych, zatraconych w życiu ludzi, i jest to podróż jakoś upadlająca, popychająca ku samozniszczeniu, którego być może bohatera szuka, jego przeszłość odsłania się przed czytelnikiem miarowo, dzięki przemyślanym [obyczajowo czy pod względem opisu relacji między postaciami - świetne to jest] retrospekcjom, które etapami (jeden fragment w każdym podrozdziale jest retrospektywny) odtwarzają chronologicznie życie bohatera, które zaprowadziło go do szaleńczej wędrówki śledzonej przez czytelnika w trybie tu i teraz, moment życiowej katastrofy, która zainicjowała całą podróż także odsłania się stopniowo dzięki wstępom do poszczególnych rozdziałów, opisują one zawsze tę samą scenę, rozwijając ją o kolejne wątki i drobne informacje, aż do pełnej jej wersji pod koniec powieści - konstrukcyjnie jest to pomyślane znakomicie; co do minusów.... powieść ma dłużyzny, pewne przystanki na drodze bohatera trwają zbyt długo i w efekcie kręcą się wokół tych samych wątków, scen i zdarzeń, co przypomina dreptanie w miejscu, zwłaszcza sceny w obozie uchodźców dłużą się i im ich więcej, tym mniej mają fabularnej dynamiki; druga rzecz - pewna stylistyczna niejednorodność, jak już mówiłam styl pisarza ewoluuje, bywa zmetaforyzowany a zarazem męski i dosadny, co zwykle gra, nie tak pięknie jak u Twardocha, ale jednak gra i zwykle jakoś płynnie się przelewa, ale są momenty zgrzytu, w których przejście od brutalnej realistycznej narracji do onirycznych prawie odkształceń w postrzeganiu rzeczywistości zgrzyta na łączach, zresztą może tylko ja to słyszę, bo generalnie jest to powieść świtanie napisana; generalnie..... solidna, dobra rzecz, ale nie dla czytelnika z depresją czy w życiowym kryzysie, bo powieść emocjonalnie dogina do ziemi, czytałam i myślałam sobie "no ok, jest dno, nie może być gorzej...", a potem było...., kilka razy;


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz