środa, 28 lutego 2018

"wymagający mężczyzna" ("Nić widmo")

zwiastun filmu mnie zaczarował, w dodatku było sporo obiecujących recenzji, ostatnia podobno już rola Day-Lewisa, znamienity reżyser, oscarowe nominacje.... myślałam: dobrze będzie, zachęciłam dziewczyny i wybrałyśmy się, i obejrzałyśmy, i przyznaję bez wahania, choć z poczuciem niepewności, że mnie "Nić widmo" nie zachwyca, być może powinno mnie to dzieło zachwycać, ale  no nie zachwyca, psychologiczny potencjał filmu był bardzo duży - toksyczny związek, trujące relacje, traumy, neurotyzmy, wyrafinowane i okrutne gry międzyludzkie na wielu poziomach, obsesje, egoizmy, przedziwna miłość pełna walki i mocowania się o... chyba o dominację i władzę, o to kto kogo bardziej ma, posiada, przewalczy, zabije na wiele sposobów, nie brakowało więc świetnych scen czy i dialogów, ale... w międzyczasie jakoś jednak dłużyło się, wiało pustką, a przede wszystkim nie wierzyłam tym aktorom, tym rolom, choć tak pięknie udawali, to ja im nie wierzyłam ani przez moment i było mi często nudno po prostu; uczciwie przyznaję, że estetycznie (suknie, wnętrza, plenery, scenografie) film jest bardzo stylowy i elegancki, ale pomimo tego jakiś pęknięty, czułam to cały czas, patrzyłam i mnie to nie zachwycało tak naprawdę, doceniałam, ale byłam znużona - czasami jest tak, że artysta tańczy, a czasami tylko próbuje tańczyć i to jest przepastna różnica, cały ten film pięknie próbował przede mną zatańczyć, ładnie próbował, obserwowałam zatem z jakimś tam uznaniem, ale bez zachwytu, bez zaangażowania, bo to taki widmowy taniec mocno na niby



- Oddałam mu całą siebie, do ostatniego kawałeczka.
- To bardzo wymagający mężczyzna.
- Tak, myślę, że jest to najbardziej wymagający mężczyzna, jakiego znam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz