środa, 26 lutego 2020

spotkania (przede wszystkim z Jerzym Bralczykiem)

pomimo niesprzyjającej pogody wybrałam się na spotkanie autorskie z Bralczykiem, bo uznałam, że zawsze warto, był tłok, więc chyba nie tylko ja tak myślę; jakieś wejściówki, jakieś przepychanki, kilka twarzy znajomych skądinąd.... ale przede wszystkim charyzma i błyskotliwość Bralczyka zwanego Profesorem; przez całe spotkanie miałam poczucie, że Pani prowadząca jest w więcej niż trudnym położeniu, bo de facto Autor nie pozwalał jej prowadzić spotkania tokiem, który wcześniej sobie umyśliła, żadnej pompy z laurkami dla Profesora i pochwalnymi rysami jego osobowości, żadnego pomstowania nad współczesnym upadkiem kultury języka, żadnego miażdżenia upadku obyczajów... w ogóle nie chciał się dać w te rejony zaprowadzić, miałam też wrażenie, że niekiedy dość złośliwie łapał Panią za słówka, by ją zdezorientować i przegadać, co zresztą przychodziło mu bardzo łatwo... Bralczyk opowiadał trochę o sobie, ale z dystansem, trochę o swoich książkach, trochę o tym, co go interesuje, trochę o zjawiskach językowych, lekturach, w sumie wszystko lekko, dowcipnie, ale także z pełnym pewności siebie spokojem, muszę przyznać, że zwyczajnie dobrze się bawiłam, że to spotkanie po prostu było w wielu wymiarach niezwykle przyjemne, "jaki ciekawy człowiek", "jaka piękna inteligencja" - tak mi się myślało; w pewnej chwili ktoś spytał, czemu myśliwi polujący na zwierzęta nazywają szumnie i nieco sakralnie swoje stanowiska do polowania ambonami, Profesor odpowiedział, że jest to zapewne próbą uwznioślania i być może złagodzenia drastyczności działań, które faktycznie związane są z myśliwskim ambonami, że może to być też wyraz dumy myśliwych, a może chęć zamaskowania wątpliwych etycznie działań: "Przeciwieństwem pychy jest wstyd" - powiedział Bralczyk, a mnie te słowa wpadły do głowy jak miedziana moneta; poza tym widziałam też R., nie umiem tego wyjaśnić, ale spotykanie go gdziekolwiek zawsze jest dla mnie jakoś trudne, nie przykre, ale właśnie trudne, na dłuższą chwilę tracę orientację w przestrzeni, jakbym nie wiedziała gdzie stanąć, gdzie się podziać, jakby zakrzywiała mi się rzeczywistość, szybko się z tego otrzepuję (Cześć - Cześć - Nowa fryzura - itp...), z tego uwierania i zagubienia, ogrywam to,  jednak ciekawe, czy to się kiedykolwiek zmieni,  w końcu minęło już prawie 10 lat, a nadal gdziekolwiek spotkam R. zajmuje on sobą w jednej chwili strasznie dużo miejsca w moim widnokręgu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz