sobota, 17 grudnia 2016

straszny strach (J. Żulczyk "Instytut" wydanie poprawione)

czytałam do drugiej w nocy, by za wszelką cenę skończyć, z jednej strony zwyczajnie - znać zakończenie, a z drugiej - by definitywnie skończyć przebywać w tym świecie, "Ślepnąc od świateł" jest powieścią lepszą, ale "Instytut" w wersji poprawionej to też kawał bardzo dotkliwego pisania, po prawdzie czułam się trochę tak, jakby co chwilę przejeżdżał mnie tramwaj; czy to jest horror? no jest, ale dla mnie nie poprzez cała upiorność sytuacji, w której ludzie są zamknięci i skazani na cudze manipulacje, nawet nie poprzez krew czy bezsensowne okrucieństwo, jestem człowiekiem XXI wieku, wiem, że to są rzeczy straszne, ale telewizja, Internet i kultura masowa stępiły moją wrażliwość na okropieństwa, "Instytut" to był jednak horror, bo była tam kobieta, która miała córkę w wieku mojej córki i przeżywała albo rzeczy o które otarłam się ja sama albo takie, które są moimi najgorszymi ukrywanymi obawami, a tu proszę, Żulczyk napisał książkę, wydobył mój strach i dał mi nim po ryju, kilka razy, w efekcie nie mogłam przestać czytać, bo potrzebowałam choć namiastki happy endu, chyba nawet taką namiastkę dostałam, tyle o treści i przeżyciach osobistych czytelnika; co do rzeczy innych, pomysł na książkę - ciekawy, choć trochę to już było, w filmie "Piła" na przykład, ale nie ma tu mimo wszystko wtórności i jest to napisane dobrze, dynamicznie, świetne zdania, świetny bezlitośnie precyzyjny język, choć są momenty irracjonalnego przeładowania wulgaryzmami - niekiedy całkiem zbędne; zdanie "nie ma szans" powtarza się w małych odstępach, ale w sytuacjach znaczących i rzuca się w oczy, a wypowiadają je postaci zantagonizowane w sytuacjach krańcowo nieprzystających, nie sądzę, by był to efekt zamierzony, mnie to raczej zazgrzytało, jest też kilka ślepych zaułków, np. babcia Wera - zapisuje wnuczce mieszkanie czy tylko jest to sfingowane? - taka informacja wiele by wnosiła; czemu pierwszy mąż babci jej nie odszukał, skoro dysponował swego rodzaju wszechmożliwościami i wszechwładzą, po co mu ta wnuczka, jest to dla mnie niezrozumiałe od strony psychologicznego prawdopodobieństwa; kim jest i po co jest bogacz awanturujący się w knajpie "Brzydki Kot"? - postać zupełnie zbędna; jak do Instytutu trafiła zielonooka Weronika, skoro przybliżamy historie wszystkich kluczowych bohaterów, to czemu tej jednej postaci tak niedokładnie i w kilku rejonach niekonsekwentnie? jest to dla mnie bohaterka niedopracowana; ale... generalnie.... "Instytut" to mocna rzecz, to niezła rzecz, mimo drobnych usterek czy klisz, które zresztą być może są kliszami i usterkami tylko dla mnie, to piekielna i pochłaniająca uwagę powieść, od strony napięcia, specyfiki warstwy językowej, budowania akcji, ciekawej dwutorowej kompozycji, a przede wszystkim konstrukcji postaci, zwłaszcza głównej - jest to powieść bardzo dobra, co więcej można ją czytać jak parabolę, pomimo jej okrutnie dotkliwego realizmu i to wydaje mi się chyba największy walor, to mnie po prostu zaskoczyło

Jakub Żulczyk "Instytut" wydanie II poprawione

*******

Jakub Żulczyk "Instytut" wydanie II poprawione

*******

Jakub Żulczyk "Instytut" wydanie II poprawione

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz