wtorek, 16 października 2018

chodząc po żołędziach

choruję i mimo to snuję się trochę po mieście, siedzenie w domu jest takie sobie, a na dworze jest ładnie, słońce, złota jesień, błękitne niebo, na dworze jest lepiej, trochę odrealniona szłam więc przez park i nagle poczułam, że idę po dywanie zasłanym drobniutkimi kośćmi, wrażenie było dość upiorne i niepokojące, spojrzałam pod nogi, a to były tylko żołędzie, połacie gęsto leżących żołędzi, a mimo to dla moich stóp, dla mojej świadomości, to były nadal drobne kostki, ślady po małych śmierciach małych stworzeń - i tak, oczywiście pomyślałam o Betty, często o niej myślę


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz