sobota, 16 czerwca 2018

zębatka

zupełnie nooooooowe doświadczenie, byłam w salonie tatuażu i widziałam, jak żywemu człowiekowi robią tatuaż, tzn. widziałam całą procedurę i w ogóle - to, co przedtem i co potem, zeszło trochę czasu, ale było bardzo interesująco, tatuaże od zawsze mnie fascynują, choć sama nie mam żadnego, bo przeraża mnie ich definitywność, że to tak na zawsze... zawsze to jest długo, zawsze to jest trochę strasznie i zawiewa mi cmentarną ziemią, a jeśli w tym Zawsze czy w którymkolwiek momencie tego Zawsze będę kimś, kto nie chce mieć tatuażu, który chciał (i dał sobie zrobić) Kiedyś i który mimo obecnej niechęci nadal musi go mieć? wówczas będę zła przy każdym spojrzeniu na tatuaż, znam siebie, będę zła na tą mnie z Kiedyś, zła jak osa, pomimo bezsensu tej złości; poza tym czasami myślę, że po prostu nigdy nie wymyślił mi się tatuaż, który na tyle trwale określałby mnie i na tyle mocno dla mnie znaczył, że byłabym pewna, że akceptuję jego nieusuwalną obecność, a nie jestem zdecydowanie osoba, która chciałby mieć wytatuowane cokolwiek lub po prostu coś fajnego, wiem na pewno, że nie chodzi mi też o ból, to mnie nie przeraża wcale, to mnie nawet nie obchodzi za bardzo, po prostu nie ma nic, co chciałabym do mojego ciała dorzucić na stałe, no i jeszcze to, że wszyscy się teraz tatuują...., to mnie bardzo zniechęca, jak większość stadnych zwyczajów, nie ufam stadnym decyzjom i upodobaniom, ale... w tym wszystkim się nie zarzekam, może kiedyś, jakoś? może coś, co Znaczy mogłabym mieć bez poczucia, że się pospolituję, tak, coś co Znaczy pewnie mogłabym


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz