czwartek, 4 maja 2017

z perspektywy niebieskiego parasola

pada cały dzień, uczniowie zdają matury i niebo płacze, choć chyba niepotrzebnie, bo przesadnie trudne to te matury nie były.... tymczasem ja tak naprawdę myślę o czymś kompletnie innym, huczy mi w głowie od moich myśli i może nawet ogrania mnie jak zazwyczaj jakaś niedookreślona melancholia, dziwne roztargnienie, które sprawia, że jestem trochę nieobecna w świecie; Renata powiedziała mi dziś, że wszelkie nasze choroby biorą się ze strachu i z gniewu i myślę, wierze nawet, że ma rację, ale to nie umniejsza mojego poczucia straty; opowiedziałam Beacie o czymś, co chyba tylko ona mogła zrozumieć, faktycznie zrozumiała, dlatego sama opowieść, przyniosła mi jakąś ulgę; i jeszcze.... pewien mały chłopiec stał na murku i bał się skoczyć, przechodziłam obok i spytałam tylko "Pomóc?" i wyciągnęłam ręce, a on skoczył mi w ramiona, w jednej chwili i bez zastanowienia, zupełnie mnie zaskoczył, zachwiałam się, ale złapałam go, zestawiłam i podreptał gonić mamę, a ja cały dzień zazdroszczę mu jego odwagi, bo to jest odwaga tak w jednej chwili skoczyć w cudze ramiona, w dodatku obcej osoby, by to zrobić, trzeba wierzyć ludziom, a ja choć nadal wierzę w ludzi, to ludziom już niewystarczająco i to także jest stratą


1 komentarz:

  1. Spodobała mi się ta opowiastka o chłopcu. Czytam to co masz do powiedzenia z przyjemnością i zaciekawieniem. Dobrze, że wpisy są tak krótkie to może do rana skończę :) Cieszy mnie też, że w naszych szkołach uczą ludzie tacy jak Ty.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń