brak mi wiary często, ale jestem mistykiem, szukam sensu, szukam duchowego fundamentu rzeczywistości i egzystencji, może dlatego, że go potrzebuję, a może dlatego, że go przeczuwam, nie umiem na to sobie jednoznacznie odpowiedzieć, są dni kiedy wydaje mi się, że to takie życzeniowe myślenie, a są i takie, że bezgranicznie ufam swoim intuicjom, dziś jednak obejrzałam film, który mocno odpowiada moim wyobrażeniom, obejrzałam i urzekła mnie ta wizja, i jest mi z nią więcej niż po drodze, zresztą rzeczywiście jest tak, że tysiąc już razy zabierałam się do filmu "Atlas chmur", który pieczołowicie przechowywałam na bliżej niedookreśloną okazję, na kiedyś, aż w końcu Ktoś powiedział, że to "żenua", że tego nie widziałam, i chyba rzeczywiście poczułam się zawstydzona, a że majówkę mam mocno stacjonarną i przeznaczoną na ostateczne wychorowanie się z dwutygodniowego już angino-wirusówko-cosia, to dziś był ten dzień, obejrzałam i myślę o tym, że byłoby wspaniale, gdyby nasza egzystencja była tak właśnie uwikłana, gdyby wybór i wola były wszystkim, co stanowi o treści naszych rozlicznych zaistnień
"Nasze istnienia nie należą do nas (...) jesteśmy związani z innymi, tymi, którzy byli i będą. O naturze naszego śmiertelnego istnienia decydują słowa i czyny rozłożone w czasie. Każdy zły i dobry uczynek rodzi nasza przyszłość. Konsekwencje życia jednostki są odczuwane przez wieczność.(...) Istnieć to znaczy być postrzeganym (...)."
********
" - <<Kiedyś'>> to taka mała pchełka nadziei...
- Ale pcheł nie tak łatwo się pozbyć."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz