dzień prorodzinny, lody, podpłomyki, Pokemony (niestety) i kino, nad nami burzowe niebo, ale nie pada, ale tylko idzie sobie na deszcz, który pewnie uderzy w miasto wieczorem (dość pechowo dla ludzi wybierających się na plenerowy koncert Ani Rusowicz), póki co jednak można się było snuć, w kinie popcorn oczywiście, bo czemu nie? popcorn to część kultury masowej, którą całkiem miło się niekiedy konsumuje, do kina studyjnego bym go nie zabrała, ale kręcenie nosem na przeżuwaczy pocornu podczas projekcji masowego kina dla rodzin uważam za bufonadę; film bardzo zabawny, lekki, z fajnym dubbingiem (Kot w roli Kota, niby żart o mocy czerstwego suchara, a nieźle to wyszło), proludzki, mocno rodzinny, wciągający, z cudownym Christopherem Walkenem; spot reklamowy mocno przetworzony, w filmie te same sceny brzmią inaczej, mają inny sens i często także kontekst, trochę się czułam bezsensownie zmanipulowana, nie lubię takich kombinacji, tym bardziej że były zupełnie niekonieczne, jednakże sam film rzeczywiście przyjemny, nawet wzruszający, Mała Mi śmiała się, ale i płakała jak bóbr, ja oglądałam z zainteresowaniem i dobrze się bawiłam; potem były podpłomyki na Winobraniu, nasz coroczny rytuał (Mała Mi z serem i ziemniakami, Ja - z pomidorami, cebulką i serem), pycha jak zawsze, jak co roku; udajemy, że lato trwa, udajemy wyjątkowo skutecznie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz