Kolejny film całkowicie przegapiony w kinie i odłożony na zaś, choć nie spodziewałam się tu fajerwerków ani zaskoczeń, a tymczasem zaskoczenie jest. Żeby za dużo nie powiedzieć, zdradzę tylko, że jedyna niepotrzebna, kiczowata, głupia i całkowicie niepotrzebna scena, która zepsuła mi odbiór całości, to ta w której pod koniec ktoś rzuca koktajl Mołotowa, no co za kretyn to wymyślił i zepsuł tak świetny film psychologiczny? a może tak było trzeba, komercyjne kino, jeden mega wybuch musi być.... tak czy siak, bez sensu to było, ale.... reszta jest bardzo ok. John Goodman jest znakomity w kluczowej dla filmu roli i to on tak naprawdę buduje i podtrzymuje większości niejednoznaczności, tajemnic oraz emocjonalnych napięć w filmie. Fabuła zaczyna się od wypadku, później dziewczyna (w tej roli aktorka mocno przeciętna) budzi się w piwnicy, przychodzi facet i mówi jej, że jest w schronie atomowym i że on uratował ją przed skażeniem chemicznym, a wszyscy na powierzchni zginęli lub dogorywają i że w związku z tym nie mogą wyjść ze schronu. Od początku jest jasne, że coś tu jest mocno nie tak, ale naprawdę nie wiadomo co? nie ma jednej jednoznacznej odpowiedzi, trudno orzec, komu ufać, w co wierzyć, co jest prawdą? i kiedy już, już odbiorca myśli, że zgadł, że przewidział, że wie, nagle pojawia się dowód świadczący o czymś przeciwnym. Kim jest Howard - właściciel schronu? psychopatą? porzuconym mężem i troskliwym ojcem? bandytą czy bohaterem? może jest tylko zafiksowanym na teoriach spiskowych paranoikiem, a może groźnym mordercą lub przeciwnie - ofiarą nieporozumień i niewinnym wybawcą? prawie do końca nic nie jest pewne i jednoznaczne, w schronie są trzy osoby, każda coś ukrywa, w coś gra, choć oczywiście ośrodkiem wszystkiego jest Goodman, emocjonalnie też jest to rollercoaster, są sceny sielanki, są sceny drastyczne, ale całość ogląda się z niesłabnącą uwagą i okazuje się, że prawdą może być wszystko. Film przypomina dreszczowce Hitchcocka, jeśli chodzi o poziom niepięcia i jego budowanie, przez większość czasu obraz jest bardzo kameralny, więc to napięcie budują tylko aktorzy, mała przestrzeń i dobry scenariusz, a potem... nagle konwencja kameralnej psychodramy się zmienia, nagle jakby to był innych film, inny gatunek, i to albo może się podobać, albo może załamać i rozczarować - i myślę, że z tego wynikają skrajne recenzje filmu.
A mnie to nawet ciut przypominało nasza "Seksmisje", ale bez żartów, feminizmu i Stuhra. I trochę "Wojnę światów". Film może jako całość budzić mieszane uczucia, ale... niewątpliwie trzyma w napięciu, niewątpliwie zaskakuje i Goodman jest w nim znakomity.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz