Nadal oglądamy sobie w domu ... dziś "Zakochany Paryż" - tak do końca to nie wiem, co mam zrobić z tym filmem, w sumie jest to cykl 18 (chyba?) filmowych etiud (nowel?), łączy je miejsce akcji (Paryż) i miłość jako temat, ale miłość szeroko pojęta, czyli nie tylko romans, nie tylko związek, ale też flirt, rodzicielstwo, przyjaźń, rozstanie, spektrum jest spore i to jest dobrze, każdą etiudę reżyserował ktoś inny, więc siłą rzeczy film jest nierówny, pod każdym względem, klimatu, wykonania, estetyki, aktorstwa, no i właśnie specyfiki reżyserii przede wszystkim, obok świetnych opowieści takich jak ta poniżej w reżyserii Tykwera (jest ona bardzo zresztą typowa dla niego i w prowadzeniu fabuły, i w dynamice, od razu mi się "Biegnij Lola, biegnij przypominało"), są takie, których już nie pamiętam i w ogóle mi nie żal, że nie pamiętam, efektem końcowym jest jednak pewna interesująca mozaika i dla tego efektu warto film zobaczyć, jest to ciekawe jako pewien formalny eksperyment po prostu; są zatem filmy ironiczne i prześmiewcze jak etiuda braci Coen o turyście, są też pełne uroku, wręcz poetyckie opowieści, tu zwłaszcza opowieść o młodej matce, która pracuje jako niania i musi zostawiać własne dziecko w żłobku, całość filmiku obywa się bez słów, ale i tak jest to poruszające; ostatni film o rozwodnikach oparty jest za to w sumie tylko na aktorach i dialogu, ale wypada genialnie, psychologicznie jest to świetna etiuda.... i pewnie bzdurę powiem, bo to pewnie tak miało być, ale przeszkadzał mi jednak ten całkowity brak spójności w tych filmach, rozumiem, że miały one stworzyć pewien całościowy obraz i to zauważam, ale brak mi tu głównej myśli, jakiegoś trzonu, na którym można by ten obraz osadzić, sam Paryż i to, że ma być miłość to za mało, żeby dać filmowi dość mocne ramy... po prostu chwieje mi się ta konstrukcja, ale... i tak... no warto zobaczyć; poza tym... piękny ten Paryż
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz