powoli i niespiesznie robimy sobie święta, kroi się sałatka, moczą się grzyby na barszcz, pierwsza faza krokietów dojrzewa, jest miło i domowo, leniwie, bez świątecznego końca świata z pucowaniem domu na wysoki połysk (zwykłe sprzątanie starcza, bo musi) i bez nieustannej fazy histerycznych zakupów i grzęźnięcia w kolejkach (bo po co? to co mamy i tak starczy).... omijamy ten nerwowy rwetes dla zachowania dobrego klimatu w stadzie (nikt na nikogo nie warczy w irytacji czy zniecierpliwieniu, bo przecież wszystko zdążymy, a jeśli nie zdążymy, to nie zdążymy i już); także moi sfinksowi ludzie, których lubię też coś pichcą, mają swoje choinki, swoje gotowania i pakowania prezentów, pętają im się pod nogami zwierzęta.... tymczasem ja rozsiadłam się w tych świętach, cieszę się nimi, bo są takie, jakie być powinny, Pierwsze i nie ostatnie, jest dobrze, strasznie chcę to wszystko zapamiętać
|
u Angie |
|
U mnie |
|
u Asi |
|
U Bartka |
|
boska sałatka - nasza |
|
coś z makiem (nie moje....) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz