dni są coraz krótsze, coraz mniej jest słońca, co zawsze mnie przytłacza, jakbym była zaskorupiałym płazem wegetującym w jakiejś norze... i ludzie są jacyś inni, bardziej nieprzyjemni, bardziej marudni, bardziej histeryczni, niechętni, co kto umie i ma do zaoferowania kładzie na ladę, żeby skazić świat... oczywiście ja też, mnie też to dotyczy, dlatego pomimo mroku dni się dłużą, siłuję się ze sobą - mówiąc, idąc, pracując, zachowując równowagę, w którą ciągle ktoś mnie chcę kopnąć, i także noce są strasznie długie, już od 16 jest noc, która trwa i trwa do 8 rano i jest zbyt długa, by ją zwyczajnie przespać; tymczasem więc słucham na pętelce Zalewskiego, do którego od zawsze mam sympatię, bo to fajny chłopak jest i zdolny bardzo, a mimo tego nadal nie bufon, w tle siostry Przybysz i to też ok, i ten Niemen, który okazuje się genialny, bo ponadczasowy, "przyjdź w taką noc..." - chyba każdy żywy człowiek tak kiedyś do kogoś wolał w swoich myślach i rozpaczach, w swoich wyobrażeniach i zagubieniach, w czasie jednej ze zbyt długich nocy, a jeśli ktośkolwiek jeszcze nie wołał, to jest to zaledwie kwestia czasu i przemielenia jeszcze kilku nocy, przeżucia jeszcze jakiegoś doświadczenia i... jeśli nadal nie wołał..., zawoła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz